Drugi - po Chosen Poems - solowy album Jacka Mazurkiewicza przynosi zupełnie inną narracyjną strukturę, jest też do pewnego stopnia ograniczony i skromniejszy. I jeśli debiut płynnie łączył całkiem bogaty język akustycznej eksploracji kontrabasu z elektronicznymi eksperymentami, będąc przy tym niejako wizytówką możliwości ich autora, Mneme to wizytówka już nie tak efektowna i wielobarwna, można mieć wrażenie, że wszystkie karty na stół wyłożone zostały już przy okazji debiutu, stąd o zaskoczenia tym razem trudno. Co nie znaczy, że Mneme to nagranie słabe. Album wydany został na kasecie, której obie strony wypełniają dwie kilkunastominutowe, mocno różne od siebie, formy. Czy nośnik miał w tym przypadku zasadniczy wpływ na strukturę - można tylko się domyślać. Pierwsza połowa Mneme to elektroniczna, dość łagodna, acz zimna kompozycja, w której kontrabasu jako takiego właściwie nie doświadczamy. Niemal ambientowe, delikatnie wirujące masy dźwięku mogłyby być soundtrackiem dla jakiejś mroźnej opowieści, z całkiem ciekawym wykorzystaniem środków, które Mazurkiewicz od dłuższego czasu z powodzeniem eksploruje. "Mneme II" to już pejzaż czysto akustyczny, sporo tutaj gry smyczkiem, fruwania między szorstkim rozedrganiem a liryzmem, chociaż moim zdaniem w wydaniu tym razem nieco słabszym (zwłaszcza w końcówce) na poziomie narracji i dramaturgii. I chociaż Mneme nie przynosi przełomu i może niewiele nowego o autorze nam powie, stanowi w sumie przemyślany i dobrze skrojony eksperyment.
[Marcin Marchwiński]