W wywiadzie dla Popup Miłosz Pękala opowiada o funkcjonowaniu na pograniczu dwóch światów. Z jednej strony w związku z edukacją i pracą na uczelni jest zakorzeniony w środowisku akademickim. Z drugiej za sprawą swojej działalności robi możliwie wszystko żeby z tej przestrzeni jak najczęściej wychodzić: gra z Mitch & Mitch, Felixem Kubinem, Adamem Strugiem, Shy Albatross, organizuje cykl spotkań Chrobot, konsekwentnie obalając stereotyp, że absolwent uczelni muzycznej gra tylko we fraku w filharmonii. Nie tyczy się to z resztą samego Miłosza, ale drugiej składowej zespołu, Magdaleny Kordylasińskiej-Pękali również. Razem grają w zespole Kwadrofonik, ale jednocześnie cały czas uparcie poszerzają horyzonty. Przewrotnie zatytułowana płyta Utwory na perkusję i urządzenia elektroakustyczne wydana przez Lado ABC doskonale to pokazuje. Czerpią z elektroniki, grają kompozycje Felixa Kubina i to pewnie w taki sposób w jaki sam kompozytor by sobie tego nie wymyślił. Podobnie z Zappą, kiedy sięgają po “The Black Page #1”, którego teoretycznie zagranie nie powinno się udać. Jest też miejsce na Reicha, co może w tym zestawie jest najmniej oryginalne, ale zważywszy, że Pękala pisał pracę z minimalistów, całkowicie naturalne. Zaledwie jedna kompozycja jest tu autorska, ale sęk w tym, że album ten jak mało który pokazuje jak szeroki horyzont muzyczny może brzmieć spójnie i jak da się go zaprezentować za pomocą własnego języka. Duet korzysta wyłącznie z marimby i wibrafonu, poszerzając paletę o syntezatory i tytułowe urządzenia elektroakustyczne. Brzmi ekscentrycznie, kiedy sięgają po enfant terrible niemieckiej elektroniki albo przewrotnie gdy filtrują Zappę, przy którym bazują na kropli wody. Najbardziej dostojnie im z Reichem, który balansuje wcześniejsze szaleństwa. Ale właśnie to ostatnie słowo oddaje ducha tej muzyki. Duet nie boi się wdrożyć w życie najdziwniejszych pomysłów, nie traktując tego wyzwaniowo, ale jako sposób na ćwiczenie operowanym językiem i jego formą, próbą pokazania jak wiele duet perkusyjny jest w stanie przełożyć na swój zestaw instrumentów. Brzmi to na wskroś współcześnie albo nawet futurystycznie, jeśli spojrzeć na to przez pryzmat akademików. Niejednemu pewnie zjerzy się włos na głowie przy odsłuchu syntezatorów w kompozycjach Kubina. Z kolei sam Kubin był pewnie nieźle zdziwiony, gdy usłyszał interpretację swojego Waltza. Dlatego poza szaleństwem, chodzi tu też o zdziwienie. A znając plany tego duetu, jedno i drugie będzie miało miejsce jeszcze nie raz.
[Jakub Knera]