Bonobo, choć nie pracuje mozolnie nad nową płytą, wcale nie traci czasu. Oto dostajemy drugie już wydawnictwo spod jego ręki w tym roku. Po krótkiej płycie z live-bandem, teraz proponuje swój mix dla Solid Steel, który wszyscy sympatycy artysty pochłoną jednym kęsem. Mikstura Bonobo jest cholernie przyjemna dla ucha - jest przeciwieństwem mrocznych zapędów Amona Tobina i przeglądu ogromnego katalogu muzycznego Mr.Scruffa. Bonobo miksuje swoich dobrych znajomych, deformuje własne nagrania i odwiedza orientalne wyspy, ale wszystko to dzieje się w rozpoznawalnej dla niego stylistyce. Zresztą nie mogłoby być inaczej, skoro na płycie słyszymy kompozycje Flevans, Savath&Savalas, Trouble Mana czy Super Numeri. Powiew świeżości znad morza w wykonaniu Bonobo nie jest niczym nowym - podaje on nam na tacy easy-listening smaczny i miły, wzbogacony odpowiednio breakami i przyjemnym groovem. Nic to nadzwyczajnego, ale słucha się tego wybornie. Tak interesująco mix Solid Steel brzmiał ostatnio chyba za sprawą The Herbaliser - i tam i tu wszystko polane jest klimatycznym sosem i utrzymane w rozpoznawalnej estetyce. Chciałoby się rzec, że Bonobo w czasie gotowania tej mixtury zamieszał wszystkie składniki swoim własnym palcem. To atut tego mixu, bo o to w zasadzie chyba przy okazji wydawnictw Solid Steel chodzi - mieszać trzeba po swojemu, a nie dla samego mieszania. Fanom Bonobo tej płyty rekomendować nie trzeba, wszystkim innym natomiast trzeba ją polecić. To jest właśnie Solid Steel z Ninja Tune.
[Tomek Doksa]