polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
MESHUGGAH obZen

MESHUGGAH
obZen

Szwedzcy mistrzowie matematycznych struktur niespecjalnie spieszyli się z wydaniem nowej płyty. Od momentu ukazania się "Catch 33" minęły już prawie trzy lata, co jest o tyle ważne, że znając drogę ich wcześniejszych eksperymentów, można było zacząć zastanawiać się, czym tym razem będą próbowali nas zaskoczyć. Tymczasem zespół porzucił ideę długich jednoutworowych epek ("I") oraz jeszcze dłuższych jednoutworowych płyt podzielonych na odrębne fragmenty ("Catch 33"), na rzecz powrotu do korzeni. I to nie tylko pod względem formalnym umieszczając na "obZen" dziewięć rozsądnej długości utworów, ale przede wszystkim stylistycznym. Tak ciężko grającego Meshuggah nie słyszeliśmy od dawna.

Doskonałym wprowadzeniem do płyty jest utwór otwierający - uderza niczym rozpędzona, wielka lokomotywa, udowadniając, że skończył się czas eksperymentów, a tym razem liczy się tylko i wyłącznie potężna energia. Kolejne utwory już nie są aż tak dynamiczne, choć podwójna stopa jeszcze nie raz zagości w naszych głośnikach. Dynamika jest jednak z nawiązką zastąpiona przez głębię gęstych riffów, które brzmią jeszcze dobitniej niż na poprzednich płytach. To mięsiste, ciężkie brzmienie nisko nastrojonych gitar przyciąga i hipnotyzuje równie dogłębnie, jak nieodgadnione eskapady rytmiczne zespołu. A doskonałym przykładem jest pierwsze kilkadziesiąt sekund tytułowego utworu, które można by słuchać raz po raz w nieskończoność.

Poza rewelacyjnym brzmieniem, "obZen" zawiera wszystko to, do czego, zespół zdążył nas przyzwyczaić i udowodnić, że wykonuje to znakomicie. Mamy tu zatem zakręcone gitarowo-basowe riffy, które doskonale współgrają z połamanymi tempami. Po raz kolejny Szwedzi postarali się, by maksymalnie utrudnić szukanie właściwego rytmu, z którym można by podążać słuchając ich muzyki. Kilkakrotnie w gitarową ścianę wdzierają się wysokie solówki, czasem przerywają ją niepokojące wyciszenia, z których w najmniej spodziewanym rytmicznie momencie atakuje nas kolejna fala dźwięków. Nie brak też uproszczonych riffów, które poprzez monotonne powtarzanie, każą nam zachwycić się doskonałą współpracą sekcji rytmicznej. Tak naprawdę do nowych nagrań Meshuggah można mieć jedynie dwa zastrzeżenia. To drobniejsze odrobinę żałuje, że w tym potężnym i dynamicznym pakiecie nie znalazło się miejsce na kilka przejmujących momentów w rodzaju "Sum" zamykającego poprzednią płytę. Drugie zastrzeżenie jest trochę większego kalibru. Problem polega na tym, że słuchając "obZen" ma się wrażenie, że podobne patenty były już wykorzystywane przez zespół wcześniej. Nawet te wspomniane wyciszenia nie są w stanie zaskoczyć, gdyż kończą się one tak samo, jak już kilkakrotnie na wcześniejszych albumach. Z tego względu może powstać pewne poczucie niedosytu, a może i znudzenia. Jednak te wątpliwości nie są w stanie zakłócić bardzo pozytywnych wrażeń związanych z płytą. Meshuggah po raz kolejny udowadnia, że znajduje się w absolutnej czołówce zespołów spod znaku ciężkiego uderzenia. Mam nadzieję, że jego czerwcowy występ w warszawskiej Progresji potwierdzi to w stu procentach.

[Aleksander Kobyłka]