Musicie się bardzo mocno wysilić, żeby znaleźć zdjęcie z muzykami zespoło Konono No 1, na którym się uśmiechają (powyższe jest wyjątkiem). Augustin Makuntima Mawangu, nasz rozmówca w dniu koncertu w ramach trasy Congotronics vs. Rockers w paryskiej Cafe de la Danse, również ani przez chwilę się nie uśmiecha. Na pytania odpowiada powoli i szczegółowo, chcąc dokładnie wszystko wytłumaczyć. Za każdym razem kiedy to robi patrzy prosto w oczy, jakby chciał mieć pewność, że dokładnie zrozumieliśmy to co właśnie opowiedział. W trakcie koncertu stoi na krawędzi sceny, tuż obok głośnika i przed publicznością. Niejako kontroluje to co się na niej dzieje, a jest co – bo w ramach trasy koncertowej łącznie gra aż 19 osób – Konono no 1, Kasai Allstars, Juana Molina, Deerhoof, Wildbirds & Peacedrums oraz Skeletons. Już od pierwszych utworów żywiołowa muzyka, porywa publiczność do tańca, ale Augustin na scenie nawet wtedy się nie uśmiecha. Dopiero pod koniec koncertu, kiedy występ osiąga apogeum, spod czapki w której występuje ukazuje się rozpromieniona twarz. W naszym społeczeństwie, gdzie uśmiech przebija się z każdej reklamy i praktycznie każdy śmieje się na ulicy, ta sytuacja wydaje się wyjątkowa – oto muzyk zespołu pochodzącego z Kongo, grający przez cały czas z kamienną twarzą, w końcu ukazuje swoją radość, niekłamaną – co do czego nikt nie ma wątpliwości. Zapraszamy do rozmowy z Augustinem.
Nagrania Konono No. 1 po raz pierwszy ukazały się już w 1978 roku na składance wydanej przez Ocora/Radio France „Musiques Urbaines a Kinshasa“. Ale tak naprawdę, na dobre jesteście znani od niecałych dziesięciu lat, kiedy Wasze płyty wydaje Crammed Discs. Czy to w jakikolwiek sposób na Was wpłynęło na Was?
Nasza muzyka jest bardzo zmienna. Od momentu kiedy mój ojciec, Mingiedi Mawangu stworzył Konono, nasz styl, w porównaniu do pierwotnego brzmienia zespołu, uległ wielu przemianom. Obecnie chociażby współpracujemy z wieloma artystami europejskimi z nurtu muzyki rockowej, przez co nasza muzyka stała się o wiele „mocniejsza“. W ciągu ostatni lat, zaczęliśmy wprowadzać wiele nowych elementów, o których w ogóle nie myśleliśmy na początku naszej działalności.
To prawda, sam utwór nagrany na tej składance jest o wiele dłuższy niż te, które nagrywacie obecnie. Zmiany są słyszalne.
Ja, jako syn założyciela zespołu, staram się udoskonalać i uzupełnić w pewnym sensie to, czym było Konono niegdyś. Mieszanie stylów i wykorzystywanie różnych instrumentów stało się naszym znakiem rozpoznawczym. To bardzo dobrze, że z biegiem czasu nasza grupa zyskała pewien rozgłos na świecie. Popularność ułatwia wiele rzeczy a przede wszystkim sprzyja rozwojowi. Muzyka nie zna granic a my podróżując i grając z różnymi muzykami z biegiem czasu możemy ją ulepszać.
Czy w Kinshasie, skąd pochodzicie staliście się również dużo bardziej znani? Jaka była reakcja ludzi na wasz sukces?
Kiedy Konono odniosło międzynarodowy sukces w Kinshasie byliśmy już znani. Ale nie było tłumów, które pojawiły się dopiero w momencie, gdy reszta świata o nas usłyszała. Wtedy nasze koncerty naprawdę zaczęły być oblegane.
Czy możecie powiedzieć o sobie, że jesteście muzykami lokalnymi? Na ile uważacie się za muzyków z Kinshasy, a na ile za muzyków afrykanskich? Bardzo często mówiąc o grupach pochodzących z Afryki nie stosuje się rozgraniczenia pomiędzy konkretnymi krajami. Wrzuca się je wszystkie do jednego worka z „muzyką afrykańską“ podczas gdy mówiąc o grupach pochodzących z Europy podkreśla się konkretne państwa, z których pochodzą.
Jak już wspominałem, styl, który prezentowaliśmy na początku naszej twórczości, mocno się przeobraził. Choć w utworach Konono słychać ciągle wpływy naszych afrykańskich przodków, to muzyka ewoluowała, a my nauczyliśmy się ją grać tak jak muzykę rockową. Wydaje mi się, że naszą muzykę najlepiej określić obecnie jako międzynarodową mieszanką różnych stylów.
Więc nie określiłbyś jej mianem muzyki tradycyjnej?
Nie wydaje mi się... Czerpiemy w równym stopniu z europejskiego rocka tak jak muzycy z Europy czerpią inspiracje z muzyki afrykańskiej. To dzięki temu możemy mówić o jakimkolwiek rozwoju. Nasza muzyka jest więc połączeniem różnych stylów. Nie mogę powiedzieć, że to co gramy jest muzyką tradycyjną, bo owszem, czerpię wiele inspiracji z tradycyjnej muzyki afrykańskiej, ale staram się mimo wszystko stworzyć własny styl. To fundament naszej twórczości. Ale nie zapominajmy, że tak naprawdę muzyka nie zna granic. My gramy jak Europejczycy, a oni grają jak muzycy afrykańscy.
W porównaniu z Waszymi pierwszymi kompozycjami, to co tworzycie aktualnie jest dużo bardziej dopracowane : kawałki nagrywacie w studiu, są krótsze i bardziej „miękkie“. W jakim stopniu podróżowanie po świecie wpłynęło na waszą muzykę?
Jestem liderem aktualnego składu Konono, ale przede wszystkim zastępcą założyciela folkloru zwanego Konono. Chciałem kontynuować działalność rozpoczętą przez mojego ojca, bo wiedziałem, że ludzie lubią naszą muzykę i czerpią przyjemnośc z jej słuchania. Pracując ciągle nad ulepszeniem naszych kompozycji, zacząłem pracować nad elektrycznymi dźwiękami. Wiedziałem bowiem, że może się to spodobać publiczności.
Jako Konono gramy folklor. A między folklorem a muzyką współczesną istnieje pewna różnica. Jeśli staniesz na ulicy i zaczniesz grać, ludzie zaczną podchodzić i w tym uczestniczyć, bo są ciekawi to też się tam dzieje. I to jest właśnie folklor.
Z muzyką współczesną jest nieco inaczej... Nie wzbudza w ludziach aż tylu emocji. Można powiedzieć, że to rytm przyciąga ludzi i to on właśnie zajmuje w naszej muzyce szczególne miejsce. Ale nie gramy na nowoczesnych instrumentach, wykorzystujemy bardzo stare intsrumenty jak karimba czy likembe. Słuchając utworów Konono ludzie często na początku myslą, że gramy na gitarach, syntezatorze albo na pianinie. O nie! To likembe.
Konono zasłynęło również z tego, że tworzy i przetwarza instrumenty. Skąd ten pomysł? Z potrzeby i braku instrumentów czy Waszej rozbuchanej inwencji twórczej?
Kiedy mój tata po raz pierwszy wyprodukował likembe, zrobił je z bambusa. Jednak otrzymany dźwięk nie był wystarczający. Aby uzyskać konkretniejszy efekt ojciec zaczął ulepszać instrument.
Tata budował mikrofony, odzyskując magnesy alternatorów samochodowych i pakując je w miedź. Przy tworzeniu likembe, wykorzystywał metalowe części na których przesuwają się siedzenia w samochodach, a potem umieszczał je pod lamelami w likembe niczym przetworniki w gitarze elektrycznej. Wszystko to dlatego, że nie miał możliwości kupienia niezbędnych elementów. A to w pewnym momencie stało się naszym znakiem rozpoznawczym na świecie. Gramy na pogrzebach, imprezach, ślubach, chrzcinach. Mikrofon llikembe jest dziełem wynalazcy likembe!
W Afryce bardzo silne są relacje pomiędzy tańcem i muzyką. Co jest pierwsze, muzyka czy taniec?
Wracając do folkloru to trzeba przyznać, że taniec i muzyka łączą się głównie właśnie z nim. Taniec dużo daje, ale wymaga również wiele energii. Najpierw należy poznać poszczególne kroki, dopiero potem można tańczyć. Każda kompozycja ma swój własny taniec. Jest to ściśle powiązane z rytmem - to on sprawia, że relacje pomiędzy tańcem a muzyką są tak silne. Podczas koncertów zapraszamy zazwyczaj jedną lub dwie artystki, które śpiewają i tańczą na scenie. A wszystko to w dyskretnym uroku elegancji ku chwale muzyki. Jesli nie lubicie ciepła, strzeżcie się Konono, bo będziecie się pocić!
Widziałem Was na koncercie w Helsinkach rok temu i zastanawiam się jak wyobrażasz sobie koncert w sali Café de la danse gdzie tak naprawdę nie ma miejsca dla chcącej potańczyć publiczności?
Muzyka Konono nie istnieje bez tańca, więc mam nadzieję że i tak znajdą się chętni do tańczenia pod sceną. Zawsze jesteśmy na to otwarci, w końcu – jak powiedziałem – to jeden z nieodłącznych elementów naszych koncertów (Augustin się nie pomylił – mimo że paryskie Cafe de la Danse to miejsce typowe do słuchania koncertów na siedząco, wielu widzów już przy drugim kawałku zeszło pod scenę, gdzie było trochę miejsca i bawili się tam do końca koncertu – przyp. red.).
Współpraca przy wywiadzie: Wojtek Kucharczyk.
Za pomoc przy przeprowadzaniu rozmowy i tłumaczeniu dziękuję Agacie Gregorkiewicz.
[Jakub Knera]