Czekałem na premierę tej albumu z ekscytacją – dwa dyski, ponad dwie godziny muzyki stworzonej przez zróżnicowane spektrum artystów współczesnej alternatywy, a zainspirowanej, nawiązującej lub przetwarzającej nagrania Konono no. 1 i Kasai Allstars. Album dotarł kilka dni po wydaniu poprzedniego numeru PopUp. Zamiast tuż po premierze piszę więc o nim z trzymiesięcznej perspektywy i mam wrażenie, że tak jest nawet lepiej – kompilacje często robią świetne pierwsze wrażenie, po czym szybko lądują w zapomnieniu na półce. Do „Tradi-Mods vs. Rockers” jednak chce się wracać, ba, pewne rzeczy można tutaj odkrywać z czasem. Congotronics fascynuje na co najmniej kilku polach – rezonansami zbudowanych na ulicy soundsystemów, zniewalającą polirytmią, transem i noise’m przenikającym tę zasadniczo ludową, ale zelektryfikowaną muzykę. Źródłowy materiał jest więc idealną pożywką dla remiksu. Jednak te alternatywne wersje sięgają dalej – na pierwszym dysku oznacza to piosenki i poetykę, na drugim większą dozę eksperymentu.
Dostajemy więc nawet piosenki, zainspirowane czasem tylko fragmentami kongotronicznych utworów. Rewelacyjny jest Deerhoof, którzy brzmienie gitar przesiąknięte Konono przenieśli aż na nowy album. Lonely Drifter Karen intrygują, choć pozostawiają pewien niedosyt, urywając utwór w pół zdania. Juana Molina okazuje się przewidywalna. Cudny jest natomiast liryczny utwór Andrew Birda, kapitalnie nawiązującego spreparowanymi skrzypcami do rezonansów likemb Konono i wygwizdującego melodię. Glen Kotche skupia się natomiast na melodii likemb, ekstrahując z niej klarowny minimalizm metalicznych perkusjonaliów, zdeformowany chmurnym rezonansem w finale utworu. Bardzo sympatyczny jest Jherek Bischoff ze Seattle, który na kameralny skład smyczkowo-dęty aranżuje najbardziej wojowniczy utwór Konono, który notabene kilka lat The Ex nagrali na płycie „Turn” jako Theme From Konono. Podobnie karkołomne zadanie zagranie stawiają sobie AU i jest zdumiewające, jak dobrze udaje im się przywołać gęstą materię Konono za pomocą instrumentów klawiszowych i perkusjonaliów.
Kilka występujących tutaj artystów zaprosiłby chyba każdy znający wydawnictwa z Kinszasy – Animal Collective, Mark Ernestus, Shackleton, Burnt Friedman to oczywiste typy. Shackleton otwiera drugi dysk rewelacyjnie. Pozostali nie zawodzą, ale nie zaskakują. Niezły i niespodziewany okazuje się remiks Micachu. Woom, Tussle czy Optimo prezentują remiksy, mniej lub bardziej taneczne, ale bardzo czytelne. Również zredukowanie kongotroniki do zbasowanego walca przez Bear Bones, Lay Low wydaje się nadmiernym uproszczeniem. Na drugim biegunie znajdują się Oneida (właściwie jeden z nich – Kid Millions) i Yamantaka Eye z Boredoms, którzy koncentrują się na deformacji brzmienia Konono i tworzą wielopłaszczyznowe, wymagające uwagi kompozycje. Jeśli dodamy, że całość zamyka fortepianowa miniaturka Sylvain Chauveau, stanie się oczywiste, z jak różnorodnym albumem mamy do czynienia. Wśród 26 kompozycji muszą pojawić się i słabsze, jednak per saldo skala przedsięwzięcia i jego rezultaty są imponujące. Teza o bliskim związku kongotroniki i zachodniej alternatywy, wcześniej wymagająca dłuższych wywodów i wyliczanek, ma teraz bezpośrednie empiryczne potwierdzenie.
[Piotr Lewandowski]