W czerwcu tego roku w warszawskim Pardon To Tu Michał Górczyński i Kazuhisa Uchihashi dali koncert niezwykły – trudny, naznaczony pierwiastkiem eksperymentu, ale wciągający i intrygujący zarazem. Język klarnetów, uzupełniony o wyraźny performatywny charakter przekazu, zespolony z brzmieniem gitary i oryginalnego instrumentu zwanego daxofonem, dał frapujący efekt. Słychać było godnych siebie eksperymentatorów, skomunikowanych i wyczuwających się wzajemnie, których dialog to z pewnością wyzwanie, ale też przygoda dla słuchacza. Niniejsza płyta, wydana krótko przed tym występem w należącej do Japończyka oficynie Innocent Records, to nagrania z wiedeńskich koncertów ze stycznia ubiegłego roku, kiedy – o ile się nie mylę – muzycy dopiero zaczynali współpracę w duecie. Dziewięć utworów, a właściwie spontanicznie improwizowanych form, składa się na wymagającą i trudną, ale jednocześnie błyskotliwie i z wyczuciem zagraną całość. Co nagranie live jeszcze intensywniej podkreśla. Płyta to też dobry przykład tego, że improwizacja nie okazuje się tutaj być tylko dla samej siebie, ale środkiem do budowania spójnej, logicznej opowieści, grania ze sobą, a nie obok siebie.
Górczyński i Uchihashi kreślą szeroki i barwny soniczny krajobraz z mnóstwem sonorystycznych spięć, wybuchowych i na granicy ciszy, z miriadami pojedynczych dźwięków i krótkich fraz, ale bez poczucia przeładowania ich ciężarem. O typowym zestawieniu klarnetu i gitary mówić – w przypadku prawie całego materiału - raczej nie sposób. W sporej części nagrania architekturę tworzy ów daxofon: elektroakustyczny instrument generujący dźwięki przez operowanie smyczkiem po przeróżnych drewnianych elementach. Paleta jego barw jest bardzo szeroka: brzmi niekiedy jak instrument dęty, czasem jak kontrabas, czasem wydaje odgłosy podobne ludzkim – w dialogu z klarnetami tworzy koherentną brzmieniowo płaszczyznę, w której nieraz trudno szybko zorientować się w pochodzeniu poszczególnych dźwięków. Muzycy w dużym stopniu skupiają się na detalach, a nie melodycznych aspektach, zaś dopiero w środkowej części niemal godzinnej improwizacji słychać bardziej typowe dźwięki obu instrumentów. I tu zaczynają się najciekawsze fragmenty albumu, Górczyński częściej sięga po klarnet basowy, dojrzałość porozumienia przybiera na wyrazistości i czuć jeszcze pełniej bezbłędne panowanie nad dźwiękową materią. Warto się z nią zmierzyć i posłuchać, warto też zobaczyć.
[Marcin Marchwiński]