polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
The Kurws  wywiad

The Kurws
wywiad

Click here for the English version of this interview >

Niektórych z muzyków The Kurws znałem jako organizatorów, animatorów i popularyzatorów, których spotykałem na koncertach lub przy stoiskach z płytami na długo przed powstaniem tego zespołu. Tak się złożyło, że Hubert Kostkiewicz i Dawid Bargenda przeprowadzili nawet we Wrocławiu łącznie sześć wywiadów, które w przeszłości ukazały się w PopUp. Założony przez nich zespół na początku zdawał się żartem, wybrykiem na zagospodarowanie wolnego czasu, ale w okolicach drugiej płyty jest jednym z najoryginalniejszych zespołów w Polsce i nadszedł ten moment, w którym z Hubertem, Kubą Majchrzakiem i Oskarem Carlsem rozmawiam nie o NoMeansNo, ale ich własnej muzyce.

W ciągu ostatnich paru lat widziałem kilka Waszych koncertów i muszę powiedzieć, że The Kurws to dla mnie jeden z tych zespołów, których trzeba doświadczyć na żywo. Ile jak dotąd zagraliście koncertów i jak ważny element rozwoju grupy stanowią? Jak często gracie próby między trasami?

Kuba: Zagraliśmy prawie 150 koncertów, „prawie”, bo kilka zostało odwołanych podczas ostatniej trasy z powodu żałoby narodowej w Turcji.

Hubert: Zwykle gramy cztery próby tygodniowo. To Dawid w pewnym sensie narzucił nam ten rytm i ograniczył plan tygodnia, żebyśmy musieli grać. Na początku byliśmy bandą amatorów, a on zmuszał nas do grania prób; bywało, że przychodziliśmy na próby nawet na 8 rano. Czasem było trudno, ale udało się – także dlatego, że razem z Kubą mieszkaliśmy w tym samym miejscu, w którym mieliśmy próby, w CRK [Centrum Reaktywacji Kultury] we Wrocławiu, więc wszystko wywodzi się stamtąd. Trudno rozdzielić The Kurws i projekt CRK. Te dwie rzeczy są ze sobą ściśle związane, wszystko wydarzyło się przez to miejsce i spotkania w nim.

Wspomniałeś CRK – squat i centrum kultury we Wrocławiu. Przez jakieś dwa lata budynek był remontowany przez miasto, z czego, o ile wiem, jego mieszkańcy nie byli do końca zadowoleni. Zastanawiam się czy ta, można by rzec, wymuszona renowacja pozwoliła wam skupić się bardziej na muzyce, bo mieliście mniej obowiązków związanych z prowadzeniem CRK.

Hubert: Z prawnego punktu widzenia w dalszym ciągu byliśmy w budynku, ale miasto go remontowało, więc oczywiście mogliśmy więcej uwagi poświęcić grupie i innym działaniom. Można powiedzieć, że założyliśmy zespół przez CRK. To było konsekwencją organizowania tych wszystkich koncertów i działania w kolektywie. Więc tak naprawdę nie zaczęliśmy częściej grać przez remont, bo już wcześniej bardzo dużo graliśmy.

Kuba: Gdyby ta sytuacja nie miała miejsca, nie moglibyśmy tak aktywnie działać jak teraz, nie bylibyśmy aż tak zaangażowani w Kurws. Tyle że nie był to świadomy wybór, a raczej dopasowanie się do sytuacji. Po prostu mieliśmy i wciąż mamy dużo energii, którą trzeba było jakoś skanalizować. Teraz wkładamy ją w muzykę, ale nie wiem jak będzie w przyszłości, może znowu coś się zmieni.

Czy można powiedzieć, że tak naprawdę nauczyliście się grać, kiedy zaczęliście wspólnie ćwiczyć?

Hubert: Tak, na pewno.

Kuba: To zależy, większość z nas, zwłaszcza Dawid, grała już w innych zespołach. Najważniejsze jest dla mnie co innego: na przykład nigdy nie słuchałem aktywnie muzyki improwizowanej i paradoksalnie, po graniu z różnymi muzykami, na różnych instrumentach, to właśnie The Kurws – rock’n’rollowo punkowa grupa – okazała się tym zespołem, z którym nauczyłem się improwizować. Często powracamy do tematu doświadczenia kolektywnej pracy w CRK, wypracowaliśmy tam pewne nawyki, z których teraz korzystamy w muzyce.

Oskar, omija cię większość z tych czterech prób w tygodniu, prawda?

Oskar: Tak, nie gram na próbach. Dołączam do zespołu, kiedy jest trasa albo sesja nagraniowa.

Nie boisz się, że w międzyczasie skomponują kawałki, w których nie będzie dla ciebie miejsca?

Oskar: Nie, dam sobie radę, znajdę dla siebie miejsce – czy im się to podoba, czy nie. Starałem się robić coś takiego od chwili, kiedy dołączyłem do zespołu. Moja rola jako saksofonisty była dość ograniczona, bo zespół brzmiał dobrze beze mnie. Z The Kurws wykorzystuję zawsze ten sam patent, staram się grać jak najmniej, dodawać tu i ówdzie różne drobne elementy.

Przypomnijcie jak Oskar dołączył do zespołu – poznaliście się na koncercie, prawda?

Hubert: Tak, to było podczas naszej trasy po Skandynawii. Byliśmy tam jako trio, jeden koncert został odwołany, więc promotor, Gavin Maycroft z Mother Booking ze Sztokholmu, zorganizował zamiast niego występ w galerii, a w międzyczasie wysłał nam maila, że mógłby do nas dołączyć młody i utalentowany saksofonista, który zna już naszą płytę. Nie wiem, czy to była prawda…

Oskar: Nie.

Hubert: W każdym bądź razie Oskar się tam pokazał i tak świetnie się z nami zgrał, że od razu po koncercie Dawid zapytał go, bez konsultacji z resztą zespołu – a jesteśmy kolektywem, dyskutujemy o wszystkim – czy chciałby z nami zagrać jeszcze trzy dni później i praktycznie od razu kupił mu bilety lotnicze. To ważne, że Dawid tego z nami nie skonsultował, ale nie było takiej potrzeby, bo wszyscy mieliśmy to samo poczucie, które Dawid po prostu wyraził. Kupił bilet lotniczy z naszego budżetu. Wiem, że sporo zespołów nie byłoby zadowolonych z takiej decyzji, wydawania wspólnej kasy na kolesia, który dopiero raz z nami zagrał, ale jesteśmy otwarci na wszystkie przygody, które mogą nam się przytrafić i to daje nam realny zysk, bo mamy teraz nowego, świetnego członka zespołu.

Oskar: Mogę dodać, że ta sytuacja pozwoliła mi oszczędzić bardzo wiele energii. Dzień wcześniej czułem się bardzo, bardzo zdołowany. Gavin zadzwonił do mnie rano 1 maja…

Kuba: Hej, on pamięta nawet datę.

Oskar: Tak, bo ostatniego dnia kwietnia jest Noc Walpurgii, dużo wypiłem i nie spałem całą noc. Wiecie o co chodzi…

Hubert: Tak, po poprzednim koncercie wybieraliśmy się na imprezę, Oskar miał być naszym przewodnikiem. Po imprezie nie wiedział jak się dostać do własnego domu. Skończyliśmy na stacji metra, siedział tam z jakąś dziewczyną i powiedział, że w sumie to nie wie, jak się tam dostać. Na początku zastanawiałem się, co to w ogóle za gość. Nie zna Sztokholmu, nie wie, jak ma wrócić do własnego domu.

Kuba: Więc możesz sobie wyobrazić naszą reakcję, kiedy potem dotarliśmy do Galerii Detroit na koncert i okazało się, że to właśnie ten saksofonista, który miał z nami zagrać.

Oskar: Byłem tamtego ranka strasznie zdołowany, nie tylko z powodu kaca, ale wielu rzeczy. Potem się spotkaliśmy i daliście mi bardzo dużo energii. Zarezerwowaliście mi lot do Berlina i dalej wszystko potoczyło się samo. Muszę Wam za to bardzo podziękować, serio. Właśnie takie sytuacje pokazują, że zespół to coś więcej niż tylko zespół, to spotkania z innymi ludźmi i to jest najważniejsze we wspólnym graniu. Podróżowanie, spotykanie innych ludzi i uczestniczenie w ich życiu.

Hubert: Przez co znowu wracamy do idei CRK. Oczywiście w CRK zaangażowaliśmy się za sprawą naszych naturalnych umiejętności, bo mieliśmy pewną perspektywę tego, jak powinno wyglądać życie i co my powinniśmy w życiu robić. Te konsekwencje CRK rozlały się na politykę funkcjonowania zespołu, to wszystko się ze sobą ściśle łączy. Wciąż mamy w sobie wrażliwość na spotkania, na tę podróż i przygodę, w której nie wiemy, co się wydarzy. Zawsze jesteśmy gotowi podjąć się czegoś, co jest trudne z logistycznego punktu widzenia – mimo tego, że mamy takiego geniusza logistyki jak Dawid – albo nie przynosi zysków z ekonomicznego punktu widzenia, a jednocześnie nie skupiamy się na tym, po prostu jedziemy, a w jakiś sposób ta przygoda wciąż na siebie zarabia.

Spędzając trzy tygodnie non stop razem w busie można zwariować. Czy Wam się to przytrafia? Czy doświadczenie związane z prowadzeniem takiego squatu jak CRK pomaga Wam nie wkurzać się na siebie nawzajem?

Kuba: Tak i nie. W pewnym sensie to bardzo podobne doświadczenia, bo mieszkałem w CRK przez pięć lat zanim powstali The Kurws, a w różny sposób współpracuję już z Hubertem 13 lat. Wspólna praca, mieszkanie razem, a teraz jeszcze granie razem w zespole to podobne doświadczenie do siedzenia bez przerwy razem w busie. Były takie dni, kiedy nie miałem czasu nic zrobić bez Huberta, oprócz tych momentów, kiedy spałem. To jak małżeństwo. Takie doświadczenie pomaga, ale z drugiej strony zna się kogoś tak dobrze, że czasem prowadzi to do zmęczenia. Więc to jednocześnie dobre i złe.

Jak teraz oceniacie swój pierwszy album?

Hubert: Kiedy dostaliśmy amerykańskie wydanie z lepszym masteringiem i włączyłem tę płytę z winyla, po raz pierwszy od długiego czasu, poczułem się dziwnie, bo w międzyczasie bardzo oddaliliśmy się od tego debiutu. To było jak jakaś bajka. Mam kumpla, który ma dwójkę dzieci, a kiedyś grał w zespole crust grindcore’owym, więc nie ma wiele wspólnego z taką muzyką jak nasza. Posłuchał tego i powiedział, że to jak bajka dla dzieci, jak stare polskie longpleje, na których aktorzy czytali opowiadania, jak muzyka z kreskówki. Nie wstydzę się tej płyty, to normalne, że musieliśmy zacząć od jakiegoś początku. To był nasz plac zabaw, można to usłyszeć i poczuć na płycie, sprawdzaliśmy nasze możliwości… Jesteśmy teraz w innym miejscu i cieszę się, że jest ono dość daleko od tamtego.

Kuba: Ta płyta brzmi jak nagranie z próby i to mi się w niej podoba. Słychać, że niektóre rzeczy są zaaranżowane, inne improwizowane, podoba mi się ta atmosfera sali prób, którą tam słychać. W tym tkwi urok tego albumu, wciąż uważam, że ta atmosfera jest fajna.

W kwestii podejścia do piosenek i nagrywania, czy druga płyta była dla Was zdecydowanie inna? Oprócz tego, że jesteście lepszymi muzykami, czy mieliście inne nastawienie niż przy pierwszej płycie?

Hubert: To inne nastawienie wyklarowało się i rozwinęło w okresie między nagraniami. Nie mogę powiedzieć, że wchodziliśmy do Firleja we Wrocławiu, gdzie nagraliśmy tę płytę, z nastawieniem, że to będzie coś innego. Tak naprawdę nie byłem zadowolony z sesji nagraniowej, bo spędziliśmy dużo czasu przygotowując przestrzeń, ustalając wszystko z człowiekiem, który odpowiadał za nagranie i nie traktowaliśmy tego poważnie.

Kuba: Spędziliśmy tam dwa i pół dnia, a samo nagranie zajęło nam jakieś cztery godziny w nocy.

Hubert: Raz skończyliśmy późno w niedzielę i musieliśmy usunąć cały sprzęt, spakować go, rozpakować i tak dalej… To była wykańczająca sytuacja i nie byłem do końca zadowolony z rezultatu, na przykład nie podobało mi się jak zagrałem na „Eurozone”, nie podobało mi się brzmienie gitary. Poza tym, to była już nasza druga próba nagrania tego albumu. Najpierw próbowaliśmy go nagrać w styczniu w Warszawie, w budynku Polskiego Związku Niewidomych na Konwiktorskiej - to niesamowite miejsce do nagrywania, ze świetną akustyką, z lat 70. Ale wtedy się spieszyliśmy. Żeby zarobić na bilety lotnicze dla Oskara, zorganizowaliśmy koncert w Warszawie, który miał być w sobotę. W piątek wczesnym popołudniem pojechaliśmy do Warszawy, była zima, byliśmy wykończeni, Dawid się rozchorował. Ta płyta powstała w wyniku wielkiego napięcia, zmęczenia i skończyliśmy ją tylko dlatego, że nagrywaliśmy ją w 100% na żywo w studio.

Kuba: Tylko dwie improwizowane partie z warszawskiej sesji są na albumie. Nagraliśmy wszystkie te kawałki, które później nagrywaliśmy jeszcze raz w Firleju, ale bas był jakoś przesterowany, i tak dalej, i nie mogliśmy wykorzystać tego nagrania.

Hubert: A jednocześnie to, co tam graliśmy, też nie było satysfakcjonujące.

Kuba: Ale generalnie nie uważam, żeby nasze nastawienie się zmieniło, po prostu nowe kawałki można interpretować też w dość mroczny i ponury sposób, a nie tylko jak radosny plac zabaw. Cieszę się, że te kawałki można grać i na wesoło, i na mrocznie, a cały album też można zinterpretować na oba sposoby.

Hubert: To fajne, ale jednocześnie byłem już bardzo zmęczony takim pastiszowym graniem, jak gdyby graniem w cudzysłowie. Chciałem grać poważną muzykę i to się stało. Bo to jest poważny album. Nie mówię, że pierwszy album jest zły, bo wydaje się takim puszczaniem oka do słuchacza. Cieszę się po prostu, że zrobiliśmy coś, czego nie można traktować jako zwykłego żartu, ale jednocześnie nie chcieliśmy być za poważni.

Kuba: To nie znaczy, że na płycie nie mamy do siebie dystansu – mamy go, mam nadzieję, że to wyraźne. Bardzo łatwo wpaść w pretensjonalność. Mam nadzieję, że nam się to nie przytrafiło.

Oskar, kręcisz głową. Dlaczego?

Oskar: Zawsze tak reaguję na słowo „pretensjonalny”. Może to zabrzmi pretensjonalnie, ale pretensjonalni ludzie zrobili masę rzeczy, które nam się dzisiaj podobają, a których sami nie śmielibyśmy zrobić. Moim zdaniem trzeba się odważyć na pretensjonalność, bo nie ma w tym nic złego. Rozumiesz, co mam na myśli?

Kuba: Tak, jeśli polegasz tylko na intuicji, możesz nigdy nie wykroczyć poza rock’n’roll. Co jest w porządku, ale jeśli chcesz wykroczyć poza jakieś ograniczenia, musisz podjąć ryzyko tego, że to będzie pretensjonalne, w tym sensie, że musisz zrobić coś wbrew własnym przyzwyczajeniom. W przeciwnym razie można popaść w manieryzmy albo trzeba by mieć stuprocentową intuicję, co jest możliwe, ale drugą możliwością jest świadomość tego, co można zyskać, jeśli wykroczy się poza własne granice i przyzwyczajenia. Stąd bardzo blisko do pretensjonalności. To jak taniec na krawędzi.

Podoba mi się to, że jesteście lepszymi muzykami, ale mimo to w dalszym ciągu korzystacie z dość prostego instrumentarium, z ograniczoną liczbą efektów i surowym brzmieniem. To, a dodatkowo dość zwięzłe harmonicznie utwory, dysonanse i powtórzenia, kojarzy mi się ze sceną no-wave. Czy to dla Was istotny punkt odniesienia?

Kuba: Tak było na pierwszym albumie. Może nie było tego aż tak widać, bo pomysł na zespół był bardzo prosty, chcieliśmy po prostu grać rock’n’rollowy punk. Nie wyszło dokładnie tak, poszliśmy dalej. Chyba wciąż jesteśmy dość konserwatywni w kwestii brzmienia. Mówię tutaj za siebie, ale chyba inni się ze mną zgodzą. W dalszym ciągu chcemy brzmieć jak zespół punkowy, a to jest „no-wave’owe”. Ale oczywiście chcemy iść dalej, więc zachowujemy brzmienie i zaczynamy eksperymentować. Bawimy się harmonią, bawimy się dysonansami. Chyba to, na równi z punkowym brzmieniem, odpowiada za konotacje z no-wave.

Hubert: Ograniczenia prowokują wyobraźnię. Zastanawiamy się tylko, jak wiele możemy osiągnąć w kwestii brzmienia. Kiedy gram na instrumencie, czuję, że górna granica jest dość blisko. OK, mogę i muszę pracować nad techniką, ale co się tyczy brzmienia, zastanawiam się, ile jeszcze możemy osiągnąć z tym specyficznym brzmieniem, które stworzyliśmy na próbach. Można powiedzieć, że jestem neofitą takiej muzyki jak no-wave i tym podobne. W przeszłości słuchałem zdecydowanie innej muzyki, w Kurwsach nauczyłem się słuchać bardzo różnej muzyki, a teraz uciekam od rock’n’rolla, zaczynam nienawidzić rock and rolla, a kiedyś go uwielbiałem. To się zmieniło przez The Kurws i to dla mnie coś nowego, ale zastanawiam się, jak daleko możemy jeszcze iść w tę stronę.

Oskar: Na Księżyc. No bo co, do cholery? Możesz grać na gitarze jak tylko chcesz. Możesz ją położyć na kolanach i grać na niej jak na pianinie. Możesz z nią robić co tylko zechcesz. Ma sześć strun i 24 progi, co daje milion rodzajów kombinacji dźwiękowych. Możesz przez całe życie pracować nad brzmieniem. Już to, jak teraz grasz – nie znam nikogo, kto by miał takie brzmienie. Jest bardzo konkretne, jest jak głos, którym mówisz. Może to też brzmi pretensjonalnie, ale możesz rozwinąć to brzmienie w jakikolwiek sposób zechcesz.

Wspomniałeś o głosie. Zastanawialiście się kiedyś nad rozbudowaniem zespołu o wokalistę?

Kuba: Serio, próbowaliśmy z pięcioma różnymi osobami, ale nie wyszło. Niektórzy nigdy nie przyszli na próby, inni przyszli na jedną, jeszcze inni po prostu nagrali swój głos do muzyki.

Hubert: Nie mogliśmy znaleźć nikogo, kto byłby na tyle mocną osobowością, żeby mógł dopasować się do zespołu. Więc w pewnym momencie po prostu zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Projekt Pustostany wyniknął właśnie z tego, że chcieliśmy grać piosenki, więc teraz chciałbym nagrać płytę z Nancy z Nancy Reagan, bo moim zdaniem ona ma taką wyrazistą osobowość i to by mogło wypalić. Nie wiem, czy się uda, ale zagraliśmy kilka prób, więc fajnie by było nagrać razem płytę. Fajnie by było zrobić coś takiego między albumami Kurwsów. Praca nad kompozycjami i albumami jest dla nas dość ciężka, niełatwo pracuje się nad tą muzyką. Nie chcemy się powtarzać, potrzebujemy nowych doświadczeń i musimy też gromadzić nową muzykę, nowe dźwięki, nowe pomysły na nagrania. Praca nad piosenkami mogłaby być taką chwilą oddechu, kiedy możemy wykorzystać wszystko to, czego już się nauczyliśmy przez wspólną pracę i improwizowanie, ale przekazać to w piosenkach. Taki jest mój pomysł na Kurws.

English Version

The Kurws are one of the most unique Polish bands, evolving in an inward-looking manner, by sticking to their raw sound and developing tight, semi-improvised forms with a hint of no-wave, punk and free-jazz. Hubert Kostkiewicz, Kuba Majchrzak and Oskar Carls explain how it is to be in The Kurws.

I've seen a couple of your shows over the years and for me, The Kurws is one of these bands that have to be experienced live. How many shows have you played so far and how important are concerts for the development of the band? How often do you play together between the tours?

Kuba: We've played almost 150 shows, “almost” because a few shows were cancelled during this tour because of national mourning in Turkey.

Hubert: In general, we're playing four rehearsals a week. Dawid was the guy who kind of pushed us into this rhythm and restricted the schedule of the week, so that we have to play. At the beginning we were a bunch of amateurs and he was pushing us to rehearse, sometimes we would even show up at 8 in the morning to practice. It was sometimes hard to do it, but it worked. It also worked because Kuba and me were living in the same space where we had the rehearsals, at the CRK [Centre for Reactivation of Culture] in Wrocław, so everything was born there. It's hard to separate The Kurws from the CRK project. It's totally connected and it happened because of that place and meetings there.

You mentioned CRK, a squat and cultural centre in Wrocław. It was being renovated by the municipality for about two years, and as far as I know the residents didn’t really want that. I’m wondering if this, let’s say, forced refurbishing allowed you to focus more on music, because you have fewer commitments related to running CRK?

Hubert: In a legal way, we were still in the building all the time, but the municipality was renovating it, and of course we definitely could focus on the band and other activities. It’s fair to say that CRK pushed us to make a band. That was the consequence of organizing all those shows there and operating it in a collective way. So actually I can't say that the renovation process made us do more rehearsals, because we had already been playing a lot.

Kuba: If this situation hadn’t happened, we couldn't be as active as we are these days, we wouldn't be so involved with Kurws. But it wasn't a conscious choice, it was more like adapting to the circumstances. It just happened because we had and still have the energy which has to be channelled somehow. At this moment we put it in music, but in the future I don't know, maybe it will again be another way around.

Is it correct to say that you basically learned to play music when you began to play together?

Hubert: Yes, definitely.

Kuba: It depends, cause all of us played in other bands, especially Dawid. The most important point is that, for example, I was never actively into improvised music, and paradoxically, after playing with various musicians on various instruments it was The Kurws – a rock'n'roll punk band, which turned out to be the band where I learned how to improvise. We often return to the subject of experiencing the collective work at CRK, we've developed some habits there that we now use in music.

Oskar, you're missing most of those 4-times-a-week rehearsals, right?

Oskar: Yes, I don't do any rehearsals. I join these guys when there's a tour or a recording session.

Aren't you afraid that they will develop songs where there's no space for you?

Oscar: No, I can manage that, I will find my place whether they like it or not. It is something that I’ve tried to do from the very moment I joined the band. I had quite a restricted role as a saxophone player because the band sounded good without me. There is a way that I always do with The Kurws, that is to play as little as possible, small things here and there.

That moment you joined the band – you met at a concert, right?

Hubert: Yes, this was during our Scandinavian tour as a trio and one show was cancelled, so the booker, Gavin Maycroft from Stockholm, Mother Booking, arranged a concert in the gallery and in the meantime he e-mailed us that a young and really talented saxophone player could join us and that he already knows our album. I don't know if that was true...

Oscar: No.

Hubert: Anyway, Oskar showed up at this show and he played so amazingly with us that right after the show Dawid asked Oskar, without consulting the rest of us – and we are a collective, we're discussing everything – if he would want to play with us three days later and he was basically buying Oskar flight tickets straight away. It's significant that Dawid didn't consult this with us, but there was no need to because we all felt the same way and Dawid just expressed it. He bought the flight ticket from our budget. I know many bands that would complain about such a decision, spending shared money on a guy who has just joined the band, but we are open to an adventure that may happen and that creates our true profit, because now we have a new amazing member.

Oscar: I can also say that this situation really saved me a lot of energy. I felt really, really depressed the day before it happened. Gavin called me the morning on the 1st of May…

Kuba: Hey, he remembers the date.

Oskar: Yes, because the last day of April is Walpurgis Night and I drank a lot, I was up all night. You know what this is about...

Hubert: Yeah, after the previous gig we were trying to go to a party and he was our guide. He didn't know how to get to his house after the party. We ended up at the metro station and he was sitting with some girl and said “actually I don't know how to get there”. In the beginning I was thinking: “What kind of guy is he?” He doesn't know Stockholm, doesn’t how to get to his place.

Kuba: So you can imagine our reaction the next time we got to the Detroit Gallery for the show and realised that he was the saxophonist supposed to play with us.

Oskar: I was really depressed this morning, not only because of hangover but many things. Then we met and you guys gave me lot of energy and they booked me a flight to Berlin and it happened. I have to thank you a lot for that, seriously. It was something which shows that a band is not just a band, it's about meetings with other people and that's the most important thing when you're in a band. You travel around, you meet people and you take part in their lives.

Hubert: Which gets us to the CRK idea again. Of course these were our natural abilities which got us into CRK because we had this perspective of what life should look like and how we should act in life. The consequences of CRK were spreading on the politics of the band and it's really strictly connected. We are still sensitive to the meetings, to this journey, adventure where we don't know what will happen. We are always ready to make something that is logistically tough, even though we have such a logistics mastermind as Dawid, or economically not worth any money, and at the same time we're not focused on that, we just go and somehow this adventure is still financing itself.

People can go crazy when they spend three weeks in a van with each other. Does it happen to you? Does the experience of running a squat like CRK help you avoid that kind of annoyance with each other?

Kuba: Yes and no. I mean in a way it is very similar, because I was living at CRK for five years before The Kurws started, and I’ve been working with Hubert in different ways for 13 years now. Working together, living together and now having a band together is kind of similar to sitting together in a van all the time. There were days when I didn't have time to do anything without Hubert, besides the time when I was sleeping. It's like being married. This experience helps, but on the other hand you know someone so well that sometimes you're just so tired. So it's both good and bad.

What do you think now about your first album?

Hubert: When we got the US release with the better mastering, and I played the vinyl after not listening to it for a long time, it was a weird feeling because we were already so far away from the first album. It seemed like a fairy-tale. A friend of mine has two kids, and he used to play in a crust grindcore band, so he had nothing in common with this music. He listened to it and said that it’s like a fairy-tale for kids, like the old LPs with Polish actors reading stories, like cartoon music. I'm not ashamed of this record, it's natural that we had to start from the beginning. It was our playground, you can hear and feel that on the record, that we were checking what we can do... We're in a different chapter now and I'm glad that we're far away from that.

Kuba: It's like a recording of a rehearsal and that's what I like about it. You can hear that some things are arranged, some things are improvised, and I like this atmosphere from the rehearsal space that you can feel. That's the charm of that album, I still think this atmosphere is good.

In terms of the approach to songs and recording, is the second album so much different for you? Apart from the fact that you’re better musicians, did you have a different mind-set that on the first one?

Hubert: This different mind-set evolved and developed during this time between the records. I can't say that we were entering Firlej in Wrocław, where the recording was made, with a mind-set that it's going to be different. Actually, I was not satisfied with the recording session, because we spent a lot of time preparing the space, arranging everything with the guy who was making the record, and making fun of it all the time.

Kuba: We spent two and a half days there and the actual recording took like 4 hours at night.

Hubert: Once we finished late on Sunday, we had to remove all the equipment, load it in, unload and so on… It was a really exhausting situation and I was not really satisfied with the result, for example, I didn’t like how I played on “Eurozone”, didn’t like the articulation of the guitar. Moreover, this was our second attempt to record that album, cause initially we tried to record it in January in Warsaw in the Polish Association of the Blind building at Konwiktorska street, which is an amazing place to perform with great acoustics, established in the 70s. But then we were in a hurry. In order to finance flight tickets for Oskar we organized one show in Warsaw which was on Saturday. On early Friday afternoon we drove to Warsaw, it was winter, we were so tired, Dawid got ill. So this record came out of big tension, tiredness, and we only completed it because we were doing this 100% live in the studio.

Kuba: Actually only two improvised pieces from this session in Warsaw are on the album. We recorded all these tracks there that we later re-did at Firlej, but there was some distortion coming from the bass and so on, and we couldn’t use the recording.

Hubert: But at the same time what we played there wasn't satisfying either.

Kuba: But I basically think that our attitude didn't change, it's just that the new songs have the potential to be interpreted in a rather gloomy, dark way, instead of just a funny playground. I'm really happy that those songs can be played in both a cheerful and a very gloomy manner and this album can be read both ways.

Hubert: That’s nice, but at the same time I was really tired of this kind of pastiche playing, like playing in quotation marks. I would love to play serious music and it happened. Because this is a serious album. I'm not saying the first album is bad because it seems to be a wink at the listener. I'm definitely happy we did something that cannot be treated just as a joke, but at the same time we don't want to be too serious.

Kuba: That doesn't mean there is no distance on this album, because there's a lot, I hope it's understandable. It's very easy to fall into some pretentious tone. I hope we didn't.

Oskar, you’re shaking your head. Why?

Oskar: I always react to the word pretentious. This may sound pretentious, but pretentious people made a lot of things that we're happy about today, that we wouldn't dare to do ourselves. I think you should dare to be pretentious, because it's nothing wrong in it. You get what I mean?

Kuba: Yes, if you are just intuitive, you may never go further than rock'n'roll. Which is OK, but if you want to go beyond some limits, you have to take the risk of being pretentious in a way that you have to go against your habits. Otherwise you'll fall into mannerisms or need a 100% great intuition, which is possible, but the other option is to know what you can gain if you overcome your own boundaries and habits. Which is really close to being pretentious. It's like dancing on the edge.

I enjoy the fact that you have improved as musicians but at the same time continued to utilise the relatively simple instrumental setting, with a limited number of effects and a raw sound. This, and also limited harmonic content along the dissonance and repetitions, makes me think about the no-wave scene. Is it an important reference point for you?

Kuba: It was like you said on the first album. Maybe it wasn't that visible because the idea of the band was very simple, we just wanted to play some rock'n'roll punk. It didn't work that way, it went further. I guess that we are still pretty conservative about the sound. I'm speaking about myself, but I guess the others will agree with me here. We still want to have the sound of the punk band, and that's “no-wavish”. But of course we want to go further, so we keep the sound and start to experiment. We play with the harmony, we play with the dissonances. I guess this, along with the punk sound, can account for the no-wave connotation.

Hubert: Limitation provokes imagination. But we are wondering about how far we can go with the sound. When I'm playing the instrument, I feel that the ceiling is pretty close now. OK, I can work manually and I have to, but regarding the sound I'm wondering how far we can go with this specific sound that we've built up in the rehearsal room. I'm kind of a neophyte with music like no-wave and stuff. I was definitely listening to different music in the past, I learned to listen to many kinds of music while I'm in Kurws, and now I'm escaping from rock and roll, I’m beginning to hate rock and roll, and I used to love rock and roll before. Because of Kurws it has changed and it's a new sphere for me. But I'm wondering how far we can go.

Oskar: To the Moon. I mean what the fuck? You can play the guitar as you like. You can put it on your lap and play it like a piano. You can do whatever you want with it. It has six strings and 24 frets, there are millions of types of sound combinations. You can spend your whole life developing your sound. I mean the way that you play your guitar now, I don't know anyone sounding like this. It's very specific, it's like a voice when you're speaking. This maybe also sounds pretentious but I mean that you can develop the sound in any way you want.

You've mentioned voice. Have you ever considered having a singer in the band?

Kuba: Really, we’ve tried with five different persons but it didn't work out. Some of them never came to rehearsals, some of them came only to one, some just recorded their voice on top of the music.

Hubert: We couldn't find anyone who could be such a strong personality to fit the band. So at one point we just dropped this idea. The Pustostany project actually happened because we craved to play songs, so now I'd love to make a record with Nancy from Nancy Reagan, because I think she has this strong personality to work with. I'm not sure if it will work out, but we've had some rehearsals and it would be nice to make a record together. It would be nice to do such a record between The Kurws albums. Working on our compositions and albums is pretty painful for us, it's not easy to develop this music. We don't want to repeat ourselves, we need new experiences, and we also need to collect new music, sounds, new ideas for the recording. Working on songs could be a moment of relief when we can use everything that we’ve already learned by working together and improvising, but put it into songs. This is my idea for Kurws.

[Piotr Lewandowski]