The Notwist na swoją nową płytę kazał czekać dość długo, ale wyliczając wszystkie projekty, w których członkowie bawarskiego tria brali udział od wydania "Neon Golden", można im to wybaczyć. Zwiastujący singiel "Good Lies" zapowiadał interesującą pozycję. Ten utwór w pewien sposób był wynikową poprzednich wydawnictw zespołu - rockowa ekspresja znana z ich wcześniejszych albumów została osiągnięta przy użyciu powtarzanego motywu gitary i elektroniki, połączonych z wsamplowaną sekcją rytmiczną. Do tego charakterystyczny głos Markus Achera, który mimo, że najlepszy nie jest, ma w sobie to coś, co po raz kolejny wciąga w specyficzny "notwistowy" klimat. Ale niemieckie trio dobrze zdaje sobie sprawę, że po swoich stylistycznych zawirowaniach musi mocno się napracować, aby stworzyć coś interesującego. I te starania są słyszalne już w drugim utworze "Where in this world?" do którego została zaangażowana berlińska Andromeda Mega Express Orchestra. Tu tworzy ona główny szkielet mocno zabarwionej elektroniką kompozycji, ale później pojawia się w wielu miejscach, w przeważającej mierze pod postacią powycinanych sampli.
Trudno ocenić ten album jednoznacznie. Po wyżej wymienionych kawałkach jest jeszcze kilka utworów - przejmujący "Gloomy Planets" czy bardziej zadziorny - zwłaszcza w końcówce - "Gravity". Ale po nich ta płyta dość niebezpiecznie się rozmywa, pozbawiając słuchacza jakichkolwiek punktów zaczepnych. Jest "On Planet Off" - chyba jeden z najmroczniejszych w wykonaniu niemieckiego trio - ale oprócz niego nie ma praktycznie nic co bardziej zwróciło by uwagę przed zamykającym płytę, akustycznym i poniekąd całkiem sympatycznym "Gone Gone Gone". I to chyba największy minus tego krążka - brak spójności, która zarysowuje się tu tylko w pierwszej części wydawnictwa. Z "The Devil, You + Me" można byłoby wybrać z 6 utworów, które byłyby doskonałym materiałem na mocną epkę. W takiej formie nie bardzo pomaga jej orkiestra, czy rockowa dynamika stworzona w przeważającej mierze za pomocą elektroniki. Do tego krążka nie chce się wracać tak jak do "Neon Golden", który pochłania słuchacza od pierwszego do ostatniego utworu. "The Devil, You + Me" słucha się niestety tylko dla kilku utworów, ale mimo wszystko nawet dla nich warto sięgnąć po tą płytę.
[Jakub Knera]