Sposób, w jaki niemieckie trio September Collective nagrywa płyty, jest niecodzienny. Tak jak geneza powstania tego składu, tak i kolejne albumy są wynikiem jakiejś sytuacji, kontekstu czy miejsca, który decyduje o ich kształcie.
W przypadku trzeciej płyty pretekstem była seria koncertów na ogromnych organach w Johaneskirche w Dusseldofie. Metoda rejestracji tego instrumentu przypomina trochę to, co Michał Jacaszek zrobił na albumie „Pentral”. Trio nagrywało brzmienia organów na wszystkie możliwe sposoby, a potem po wycięciu odpowiednich fraz i edycji lub przetworzeniu poszczególnych fragmentów, połączyło w spójną całość, będącą swego rodzaju studium tego instrumentu. Na płycie słuchać zarówno pojedyncze uderzenia w klawisze, ale też zapętlone, bardzo rozwlekłe drone’owe frazy (otwierający płytę „Terzian” i zamykający „Nachthorn); jest miejsce na wesołe melodyjki jak w „Prinzipal” czy fenomenalnym „Amarosa” jak i mechaniczne dźwięki wydawane przez instrument podczas jego strojenia.
Widok samych organów w dusseldorfskim kościele robi ogromne wrażenie i nie sposób nie odnieść tego do tytułu płyty. Organy-potwór są przez trio Wirkus-Morgenstern-Schneider penetrowane na wszystkie możliwe sposoby, melodie brzmią raz delikatnie, innym razem potężnie i obezwładniająco. Te „walki” z instrumentem dają świetny rezultat, a przetwarzanie pozornie prostych melodii na język współczesnej elektroniki brzmi niezwykle świeżo i pomysłowo.
[Jakub Knera]