Jakub Pokorski aka Krojc okazał się zaskakująco płodnym muzykiem, w ciągu roku z hakiem wydając 2 solowe albumy, płytę z remiksami, współpracując z Praczasem pod szyldem Skadja, a już w zanadrzu ma kolejny projekt East Wood. Widać więc, że jego odejścia z Lao Che nie ma co żałować, bo każde z tych wydawnictw jest warte uwagi. Krojc zarówno hołduje analogowemu sprzętowi, a z drugiej strony tworzy świetne, na wskroś współczesne kompozycje elektroniczne, współpracując z Teielte. O tym wszystkim rozmawialiśmy z Krojcem, a Wam polecamy na bieżąco śledzić jego poczynania, ponieważ kolejnych pomysłów Pokorskiemu nie brakuje. Wkrótce będzie można go także usłyszeć w odsłonie scenicznej!
"Idź stąd, krytyki mistrzu” śpiewasz w jednym z utworów. Boisz się krytyki? Do tej pory Twoje dokonania solo i z Lao Che były oceniane raczej pochlebnie, a nie negatywnie.
Cieszę się, że o to pytasz. Pisząc tę piosenkę wiedziałem, że może ona być różnie zrozumiana i zastanawiałem się, czy nie zostanie odczytana jako mój komunikat „odczep się od mojej muzyki i nie krytykuj”. To zdecydowanie nie o tym. Można oczywiście pomyśleć, że są to słowa skierowane do krytyków kultury. Prawdziwym podmiotem lirycznym tego teksu są „krytykanci”, osoby negatywnie reagujące na wszelkie przejawy odmienności i inności; ludzie na „NIE”.
Są ludzie, którym wydaje się, że ich poglądy, przekonania i gusta są jedynie słuszne, dobre i najbliższe prawdy; w ich poglądzie na świat nie istnieją pojęcia subiektywizmu i obiektywizmu. Jest tylko jedna słuszna droga – ich droga. Odnosząc się do krytyki tego, co robię jako Krojc – nie skarżę się. Zdaję sobie sprawę, że muzyka, którą tworzę nie jest skierowana do masowego odbiorcy, więc nie oczekuję, że wszyscy będą brali moje płyty na warsztat i je krytykowali lub chwalili.
Jak to jest, że muzyk z rockowej, punkowej wręcz kapeli decyduje się diametralnie zmienić swoje pole muzycznych poszukiwań? Czy elektronika, jaką tworzysz pod szyldem Krojc, siedziała w Tobie od dawna?
Zdecydowanie tak. Przed rozpoczęciem grania z Lao Che myślałem, że szeroko pojęta muzyka elektroniczna będzie jedynym polem mojej twórczości. Będąc na studiach spędzałem sporo czasu na nauce korzystania z narzędzi tworzenia i edycji dźwięku. Wtedy też powstały pierwsze moje utwory i piosenki; kilka z nich zostało nawet nadanych przez ogólnopolskie radio! Sprawiało mi to wielką frajdę i mocno się angażowałem. Któregoś dnia zadzwonił do mnie Dimon z Lao Che i poinformował o wolnym wakacie gitarzysty. Oczywiście bez wahania się zgodziłem, bo chciałem grać, muzykować, tworzyć. W ten sposób na prawie 10 lat odłożyłem elektronikę na bok.
A nie żal Ci rozstania z Lao Che?
Nie żal. Długo się zastanawiałem i ważyłem w sobie za i przeciw. Granie w zespole rockowym o sporej popularności to ciężka praca; szczególnie jeśli jest to główne źródło dochodu dla chłopaków z zespołu. Trzecia część roku poza domem, na koncertach. Oprócz tego próby i praca nad kolejnym wydawnictwem oraz inne zobowiązania muzyczne w ramach zespołu. To wszystko razem wzięte sprawia, że nie masz czasu na inne zainteresowania muzyczne i poza-muzyczne. Jeśli w międzyczasie decydujesz się na założenie rodziny i rodzi się dwójka dzieci, to robi się jakiś kosmos. Po powrocie z trasy trzeba natychmiast przestawić się na życie rodzinne, co jest bardzo trudne, a czasami wręcz niemożliwe fizycznie, bo jak się przestawić, skoro wracasz w niedzielę w nocy, a we wtorek znów się pakujesz.
Cieszę się, że podjąłem tę decyzję. Granie w Lao było fajne. Przednia przygoda, nowe znajomości, świetny odbiór publiczności. Ale gdy teraz widzę kalendarz koncertowy Lao Che, lub gdy fejsbuk wyświetla mi niusa, że Lao wyjeżdza na 3-4 dni myślę sobie … kurcze, podjąłem bardzo dobrą decyzję; bo dzięki temu dziś wieczorkiem posiedzę w studiu ze szklaneczką Danielsa a jutro rano zaprowadzę syna do przedszkola. I ja będę zadowolony i rodzina szczęśliwa! Myślę, że dzięki tej decyzji zrealizuję się muzycznie w większym stopniu niż gdybym jej nie podjął. Mam teraz dużo więcej czasu; nic mnie muzycznie nie krępuje. Muzyka w moim przypadku nie równa się pieniądze, więc nagrywanie pod szyldem Krojc jest tylko początkiem. Czas na zupełnie nowe projekty muzyczne. Znajdzie się też czas na granie na żywo i koncertowanie, ale w wymiarze nie przekraczającym 20-25 występów rocznie. Równowaga i nic na siłę.
„Kid'78” był zwrotem w kierunku analogowych brzmień i dzieciństwa, ale brzmiącym na wskroś współcześnie. Jak odniósłbyś do niego „Odludka”? Na ile znów patrzysz wstecz, a na ile do przodu? Moim zdaniem o wiele bardziej w tym drugim kierunku, ale to tylko moje zdanie.
Do nagrania tej płyty wykorzystałem także wiele analogowych urządzeń, ponieważ jestem ich entuzjastą. Według mnie sprzęt analogowy brzmi znacznie lepiej niż instrumenty i efekty emulowane na komputerze. Słychać to doskonale w gotowych już nagraniach. Te całkowicie cyfrowe są często płaskie i bez wyrazu. Nie twierdzę tu, że moje płyty brzmią wyjątkowo. Wciąż się uczę i doposażam swoje studio w nowe urządzenia. Zdaję sobie sprawę z faktu, że gdybym "Odludka" zaczął nagrywać teraz, zabrzmiałby znacznie lepiej. Muzyka na tę płytę powstała ponad rok temu, w drugiej połowie 2010 roku. W tamtym czasie dysponowałem dużo gorszym sprzętem niż obecnie, więc słyszę znaczną różnicę między brzmieniem "Odludka", a brzmieniem muzyki, nad którą pracuję obecnie.
Wracając jednak do sedna Twojego pytania o przeszłość i współczesność w muzyce, to mam wrażenie że już dawno nic „zupełnie nowego” nie zostało wymyślone. I myślę tu ogólnie o muzyce w każdym jej gatunku. Nie ma obecnie awangardy, nie ma twórców, którzy mogliby pchnąć muzykę mocno do przodu. Potrzebna jest awangarda jak ta z lat 60tych, która stworzyłaby zupełnie nowe pojęcia muzyczne. Prawda, mamy obecnie 200 odmian elektroniki i co chwilę nazwany zostaje jakiś nowy podgatunek, ale nie są one wyraziste i nowatorskie na tyle by się nimi zachwycić i sycić dłużej niż 5 minut. Poza tym, twórców jest dziś tak wielu jak nigdy wcześniej. W zasadzie każdy może tworzyć muzykę, nawet jeśli nie potrafi zagrać na pianinie prostej melodii.
Czy to dobrze? Myślę, że tak. Jednakże 99% odtwarza tylko style i dźwięki wymyślone i nagrane już wcześniej, zaś ta twórcza część w ilości 1% ma często za mało siły, żeby przebić się przez tę odtwórczą masę krytyczną. Dziś naprawdę trzeba się mocno przepychać, żeby zostać zauważonym, mimo powszechnego dostępu do internetu. Powiedziałbym wręcz, że twórcy niezależni, którzy próbują wnieść do muzyki jakiś nowy pierwiastek, są często dyskryminowani przez media, które same nazywają się mediami niezależnymi i alternatywnymi. To jest oczywiście mój bardzo subiektywny pogląd na muzykę; pogląd osoby patrzącej na muzykę jako dziedzinę sztuki. Można oczywiście do muzyki podchodzić inaczej! Aha, żeby nie było wątpliwości; podmiot muzyczny o nazwie Krojc czy też Skadja znajduje się znacznie bliżej tych 99% niż tego 1%.
No właśnie, raptem kilka miesięcy temu stworzyłeś duet Skadja z Praczasem. Jak do tego doszło i skąd pomysł na to przedsięwzięcie?
Chyba mogę powiedzieć, że to moja inicjatywa. Z Praczasem znamy się długo ponieważ to menedżer Lao Che. Zaproponowałem mu współpracę i się zgodził. Wszystko działo się jeszcze w czasie, kiedy grałem z chłopakami w Lao Che … zaczynałem wtedy swoje poszukiwania, jakiejś odskoczni i jakoś się potoczyło.
To dosyć nietypowy projekt przede wszystkim za sprawą tekstów. Dosyć oryginalnych, ale też specyficznych. Jak ważna jest dla Ciebie część liryczna, a jak ważna część muzyczna? Czy któraś jest ważniejsza czy traktujesz je tak samo?
Zdecydowanie ważniejsza jest dla mnie muzyka jako uniwersalny środek przekazywania emocji i poruszania emocji. Słowa są ważne, dobre teksty potrafią zaciekawić, zadziwić, zmusić do zastanowienia się, jednak trudno według mnie słowami poruszyć w odbiorcy te najgłębsze, najbardziej osobiste i najczulsze struny. Skadja z założenia miała być projektem muzycznym, który tworzy piosenki z tekstami. Moja druga płyta pod szyldem Krojc w zamierzeniu miała być całkowicie muzyczna. Stało się jednak inaczej. Ostatni rok to dla mnie duże zmiany, jak odejście z Lao Che. Poczułem, że chcę związane z tym emocje przelać na papier, nadać im nieco bardziej uniwersalny charakter i zaśpiewać na płycie.
Masz częściowe wykształcenie muzyczne. Na ile to wpływa na Twoją muzykę?
Nie wiem, czy gdybym tego wykształcenia nie miał, zabierałbym się za nagrywanie i tworzenie muzyki. Pewnie nie grałbym na gitarze czy pianinie, a to bardzo pomocne na etapie wymyślania muzyki. Nie muszę zdawać się na szczęście w poszukiwaniu pasujących ze sobą dźwięków czy harmonii. Szczerze to nie wiem, nie wyobrażam sobie jak robiłbym muzykę, gdybym nie miał wykształcenia.
Jak doszło do Twojej współpracy z Teielte?
O Pawle wyczytałem w gazecie. Pomyślałem sobie, że muszę posłuchać... kupiłem płytę i uznałem że Teielte ma ciekawe podejście do muzyki. Jego debiut "Homeworkz" to według mnie bardzo oryginalna płyta. Napisałem do niego w sprawie remiksu na winyla, "Kid 7+8 RE", którego wtedy przygotowywałem. Zgodził się i zrobił bardzo fajną wersję. I tak się zaczęło. Zrobiliśmy wspólnie trzy utwory, które weszły na płytę, z czego się bardzo cieszę. Z tego co wiem, Paweł też ma wykształcenie muzyczne w kierunku fortepianu.
Skąd pomysł żeby „współtworzył” nową płytę? Bo jednak nie jest to praca w duecie ale pomoc/współudział? Co takiego wniósł do tego materiału Paweł Strzelczyk?
Pierwotnie zaproponowałem Pawłowi zrobienie wspólnie całej płyty. Okoliczności jednak nie były sprzyjające. Mam na myśli brak czasu i przede wszystkim odległość. Oboje wywodzimy się z Płocka, jednak obecnie Paweł mieszka i pracuje w Warszawie, zaś do rodzinnego miasta rzadko zagląda. Udało nam się zrobić wspólnie 3 fragmenty, a ponieważ kończyłem właśnie składanie płyty, postanowiłem, że chciałbym je tam umieścić. Poza tym, miałem w głowie już swój następny projekt, nad którym teraz pracuję i wiedziałem, że te 3 utwory nie będą tam zupełnie pasować. "Odludek" był więc jedyną opcją.
Na ile jest Ci bliska jego estetyka? Najlepiej podobieństwo z tym co on tworzy słychać chyba w „???”. Mógłbyś odnaleźć się w ramach tego, co dzieje się w U Know Me Records, która wydaje płyty Teielte?
Jak już wspomniałem płyta "Homeworkz" bardzo trafiła w moje gusta. Podobnie remiks, który Paweł przygotował na potrzeby mojej płyty. Co do U Know Me to zdaję sobie sprawę, że to wydawnictwo, które wywodzi się stylistycznie z hip-hopu, którego ja nie słucham. Śledzę jednak od momentu "Homeworkz" wszystko co wydaje U Know Me z dużą uwagą i większość produkcji jest według mnie bardzo ciekawa. Trzymam mocno kciuki, bo to chyba najbardziej aktywne wydawnictwo muzyki elektronicznej w Polsce w ostatnim czasie, a zdaję sobie sprawę, że muzyka elektroniczna w naszym kraju nie cieszy się dużą popularnością, szczególnie poza największymi miastami.
Założyłeś wydawnictwo Inner Gun. Jest potrzeba na tego typu kolejne twory. Na ile poszukujesz nowych ciekawych wykonawców. Masz kogoś na oku?
Cieszę się, że udało mi się w tym roku wydać płytę „Msza Święta w Brąswałdzie” grupy KIRK. To wg mnie bardzo dobra płyta, choć niełatwa w odbiorze na pierwszy rzut ucha. To płyta do posłuchania wieczorem, w kompletnej ciszy. Myślę, że Kirk jest najlepszym przykładem muzyki, którą chciałbym wydawać. Nie mam tu na myśli stylistyki czy gatunku, a sposób podejścia do muzyki, o którym już wcześniej wspominałem. Muzyka jako efekt poszukiwania nowej wartości z małą ilością czynnika odtwórczego. Co do poszukiwania – zapraszam wszystkich tworzących bezkompromisowo na naszą stronę innergun.com – tam znajdziecie adres. Jako wydawca czekam na propozycje.
Jestem strasznie ciekaw, jak Twój solowy materiał sprawdziłby się na żywo. Planujesz koncerty?
Tak, ale nie jako Krojc i nie z płytą "Odludek". Projekt o nazwie Krojc odkładam teraz na bok i uważam tymczasowo za zamknięty, ponieważ wyczerpałem temat. Krojc wiąże i będzie się wiązał dla mnie w pewien sposób z Lao Che. Krojc to gitarzysta Lao Che, który zrobił dwie solowe płyty. Pewnie tak jestem trochę postrzegany.
Ponieważ mam spore doświadczenie muzyczne; wydałem w sumie 6 płyt i nie muszę traktować muzyki jako źródła zarobku na życie, postanowiłem zmierzyć się z muzyką w nowy dla mnie sposób; potraktować muzykę trochę poważniej i poszukać nowych dźwięków. Od jakiegoś czasu pracuję nad nowym projektem, który roboczo nazwałem „East Wood”. To połączenie możliwości współczesnych narzędzi do tworzenia muzyki elektronicznej z brzmieniem instrumentów drewnianych i przedmiotów wykonanych z drewna. Do tego element kultury wschodnio-europejskiej.
Chciałbym aby muzyka brzmiała organicznie, ponieważ takie brzmienia w elektronice wydają mi się znacznie ciekawsze niż te z samplerów i syntezatorów. Cała trudność polega na tym, żeby wszystkie te czynniki umiejętnie połączyć i podać słuchaczowi w formie nadającej się do wysłuchania. Nad tym obecnie pracuję i chciałbym około lutego/marca wydać EP-kę zawierającą 4-5 utworów i równocześnie rozpocząć granie tego na żywo, tj. na instrumenty drewniane i komputer, przy pomocy którego te drewniane dźwięki na scenie powielam i obrabiam.
[Jakub Knera]