Śmierć Charlesa Gocher w 2007 roku zakończyła istnienie Sun City Girls, ale Richard i Alan Bishopowie na koncertach do tej muzyki ciągle wracają – w szczególności, choć nieczęsto, w postaci braterskiego duetu. Ich akustyczne koncerty z muzyką SCG były explicite tribute’m dla nieżyjącego kolegi, w 2011 roku występy poprzedzała je nawet projekcja filmu o Charlesie. Unrock the House zarejestrowany został w niemieckim Krefeld live właśnie na ubiegłorocznej trasie. Jakość nagrania jest świetna, wszystko słychać doskonale. Nośnik – dwa winyle, jeden czarny, drugi biały, łącznie ponad 80-minut.
Sun City Girls byli zespołem do głębi demokratycznym – wszystkie kompozycje były przypisywane zespołowi – oraz improwizującym – wątpię, by istniały gdzieś zapisane, są tylko i aż w pamięci Bishopów, więc każde wykonanie jest swoistą wariacją na temat. Czasem jednak wiadomo, że jakiś album był w większym stopniu dziełem któregoś z nich – tak właśnie było np. w przypadku Dante’s Disneyland Inferno, swoistego słuchowiska z główną rolą Gocher. Z tej płyty obecne są tu dwa utwory, w tym obłędne (i dające nazwę duetowi) „Brothers Unconnected”, spoken-word o wyimaginowanym seksie z Marylin Monroe i nie tylko („it was the biggest fucking orgy I’ve ever had with one woman”). Klasyk, który broni się po latach, niczym Monthy Python. Ciężko mi ocenić, na ile pozostała selekcja jest dedykowana Gocherowi, ale to kapitalny wybór z przepastnego katalogu SCG: „Rookoobay“, „Soi Cowboy“ z 330,003 Crossdressers From Beyond The Rig Veda, „The Shining Path“ I „The Flower” z Torch of the Mystics, utwór tytułowy i „Eyeball in a Quart Jar of Snot” z Horse Cock Phepner, „Black Orchid” z Funeral Mariachi. Do tego fantastyczna aranżacja tematu z serialu przyrodniczego „Wild World Of Animals” (aż niewiarygodne, że w latach 70. pisano takie tematy do seriali), czy zabójcze „I Always Felt Sorry for the Monster”, które jest absurdalnym, przepoczwarzonym amerykańskim folkiem, z jego story-tellingiem, rymami i puentami w ostatnich taktach. I tak dalej.
SCG byli bezkompromisowym, przewrotnym zespołem i Bishopowie nic z tych cech nie stracili. Na gruncie czysto muzycznym, są też bardzo ciekawym duetem akustycznym. Alan w SCG był raczej basistą, teraz grając jako Alvarius B jest dość oszczędny, to Richard poszedł w stronę grania instrumentalnego i stał się jednym z najbardziej oryginalnych gitarzystów. Tutaj łatwo ich rozróżnić, ale kapitalnie się uzupełniają, tworząc pełne, frapujące wersje utworów SCG. Trochę mniej intrygujace są niestety ich monologi i dialogami w trakcie strojenia między utworami. Pierwszy z nich jest jeszcze dość zabawny, ale później bywają one irytujące i trochę na siłę prowokujące – ale to taki nie baczący na konwenanse duet, więc tę drugą stronę medalu trzeba zaakceptować. Jakość muzyki i tak przeważa.
[Piotr Lewandowski]