polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Jacaszek wywiad

Jacaszek
wywiad

Michał Jacaszek jako artysta rozwija się nieustannie. Eksperymentuje z brzmieniem, produkcją i swoimi muzycznymi pomysłami. Na przełomie 2013 i 2014 roku wydał interpretacje pieśni religijnych, a kilka miesięcy brytyjska wytwórnia Touch przygotowała jego nowe dzieło, nagrane wspólnie z zespołem Kwartludium. Ta wielowątkowa opowieść jest inspirowana nagraniami terenowymi i możliwościami przełożenia ichna język muzyki. Catalogue des Arbres to dzieło bardzo dojrzałe, wymagające uwagi, skrupulatne w detalach i doskonale brzmiące jako całość. To już trzeci wywiad z Jacaszkiem dla Popup - z nowymi wątkami, które porusza, zapoznacie się poniżej.

Jakub Knera: Zawsze współpracujesz z muzykami, praktycznie wszystkie Twoje ostatnie płyty to efekt kooperacji. Skąd bierze się to, że zawsze na swoje wydawnictwa zapraszasz gości?

Michał Jacaszek: Żeby zrealizować swój pomysł na brzmienie, nie czuję się samowystarczalny. Gdzieś na etapie wykonania brakuje mi żywego muzyka, prawdziwego instrumentu. Komponuję i nagrywam w środowisku komputera: wykorzystuję sekwencer, używam sampli i ten świat mi nie wystarcza. Intuicyjnie szukam czegoś spoza elementów cyfrowych – potrzebny mi żywy element, wrażliwość, ciepło, niedoprecyzowanie.

W jakim stopniu najpierw rejestrujesz nagrania muzyków, które potem edytujesz i przetwarzasz, a na ile tworzycie wspólnie na żywo, pod wpływem chwili?

Rzadko pracujemy spontanicznie, zazwyczaj jest kilka etapów, które prowadzą do znalezienia brzmienia, ciekawej frazy. Przy pracy nad Catalogue des Arbres z Kwartludium spotkaliśmy się wiele razy. Najpierw nagraliśmy kilka cytatów ze zbioru Catalogue d’Oiseauxfrancuskiego kompozytora i miłośnika przyrody Oliviera Messiaena i bazujące na nich improwizacje. Z tych nagrań powstały szkice, zręby utworów, do których przy ponownym spotkaniu zespół zagrał kolejne partie. I ponownie podjąłem pracę studyjną nad brzmieniem, formą, po czym raz jeszcze zorganizowaliśmy uzupełniającą sesja nagraniową. Kolejne improwizacje stają się coraz bardziej trafione i „na temat”. W momencie kiedy czuję, że zamierzona wizja jest blisko, kończę nagrania i tygodniami szlifuję ostateczne formy.

Do ciebie należy ostatnie słowo?

Tak, wynika to z metody pracy – wymyślenie koncepcji po czym zbieranie materiału i kształtowanie go tak, żeby tę wizję zrealizować. Oczywiście odnoszę się do unikalnego wkładu muzyków, starając się zachować niepowtarzalny język Kwartludium .

Jak doszło do twojej współpracy z Kwartludium? 

U źródeł pomysłu na płytę był Olivier Messiaen i jego fortepianowe kompozycje Catalogue d’Oisseaux czyli idea przeniesienia dźwięków przyrody w domenę muzyczną. Początkowo myślałem o współpracy tylko z pianistą, Piotrem Nowickim, który jako członek Kwartludium specjalizuje się w klasycznej muzyce współczesnej. Piotr jednak szybko zaproponował udział reszty zespołu. Dzięki temu stworzyliśmy płytę bardziej barwną, bogatszą pod względem brzmienia.

Zainteresowały cię także nagrania terenowe. Zetknąłeś się już z nimi na albumie „Pentral”. Teraz dźwięki przyrody przerobiłeś na instrument.

Ważnym elementem Catalogue des Arbres jest wykorzystanie dźwięków przyrody, a ściślej mówiąc szumiących drzew. Moim zadaniem było wplecenie w partie instrumentalne nagrań terenowych tak, żeby wszystko stanowiło jednorodną strukturę, spójną tkankę muzyczną. Chciałem stworzyć wrażenie, ze drzewa „śpiewają” jeśli tylko mocniej się w nie wsłuchamy.

Wydaje mi się, że to jest twoja najdojrzalsza płyta, a jednocześnie najbardziej oszczędna, wręcz minimalistyczna. Razem z zespołem wręcz cedzicie dźwięki, snujecie pojedyncze nuty, Twoje nagrania tlą się gdzieś na drugim planie. Momentów, kiedy kompozycje przybierają na formie, strukturze, praktycznie nie ma. Doszedłeś do etapu, kiedy mniej znaczy lepiej?

Jeżeli w tym albumie znalazło by się za dużo melodii i harmonii, zbyt wiele konkretu, to moja idea znalazłby się w niebezpieczeństwie. Chciałem niejako „nagłośnić” muzykę przyrody, a więc poruszałem się w obszarze dużych subtelności, których przekroczenie mogłoby „spłoszyć” właściwy odbiór. Chodziło o znalezienie momentu, w którym muzyka jest trochę w domyśle, ukryta, a jednak obecna.

Czy czujesz się artystą, który porusza się po muzyce nostalgicznej, nastrojowej, dostojnej? O ile jeszcze Lo-fi Stories miały trochę odmienny klimat, o tyle kolejne albumu celują w podobną, podniosłą dosyć tematykę. 

Chyba nostalgia i kontemplacja wychodzą mi po prostu najlepiej. Poza tym wydaje mi się, że to najfajniejsza cecha muzyki: potencjał sięgania bardzo głęboko. Ale chętnie dla odmiany zrobiłbym np. album taneczny. Niestety nie mam na to wszystko czasu.

Jak ważny jest dla ciebie mistycyzm w muzyce? Pytam o to także przez pryzmat płyty Pieśni, wydanej na przełomie 2013 i 2014 roku. W pewnym stopniu ten wątek był obecny na płycie Treny, potem na Pentral, a bardzo mocno na albumie Pieśni uwypuklasz.

Jeśli mistyka w muzyce jest dla ciebie kategorią religijną, to dla mnie jako artysty nie jest to jakiś priorytet . Płyta „Pieśni” akurat odwołuje się wprost do repertuaru katolickiego, a pomysł podsunął mi Marek Horodniczy. Spodobała mi się ta propozycja, było mi z nią po drodze, ale nie traktuję tej płyty jako cenniejszej, czy ważniejszej od innych swoich wydawnictw. W bogatej tradycji katolickiej muzyki religijnej jest dużo utworów, które są mi bardzo bliskie i nadają się do adaptacji elektronicznej. Jak wspomniałem, aspekt kontemplacyjny interesuje mnie tu najbardziej. To była kolejna możliwość, aby skomponować materiał wyciszony, skupiony bez specjalnych ambicji ewangelizacyjnych.

Czy takie odświeżenie jest tej muzyce potrzebne?

Repertuar katolicki jest często obciążony uprzedzeniami. Niepotrzebnie – to po prostu w wielu przypadkach przepiękna muzyka.

Jak postrzegasz siebie jako producenta? Czy jesteś w stanie powiedzieć, że twoje podejście od, powiedzmy, płyty Treny znacząco się w tej kwestii zmieniło? Jesteś odpowiedzialny za wszystkie stadia tworzenia materiału – od kompozycji, przez nagrywanie, po produkcję.

W ciągu ostatnich kilku lat pojawiły się nowe, tanie i zarazem profesjonalne narzędzia. Łatwiej teraz w warunkach domowych wyprodukować dobrze brzmiący utwór, taki, który ma wszystko na swoim miejscu, jest przejrzysty i spektakularny pod względem brzmieniowym. Jeśli chodzi o moją kuchnie producencką to zauważyłem, ze kiedyś moim ulubionym efektem był pogłos, teraz jest to przester i kreatywna kompresja.

Oba te efekty są ostatnio bardzo popularne w muzyce elektronicznej, zwłaszcza współczesnym techno.

Zgadza się. Mnie bieżące trendy dosyć interesują, lubię się mierzyć z aktualnymi modami, sprawdzać nowe rozwiązania. Kompresji i przesteru będzie sporo w nowym projekcie, nad którym pracuję razem z Mikołajem Trzaską i Tomkiem Budzyńskim.

Skoro o nim wspomniałeś to powiedz coś więcej o tej współpracy. Jak dołączyłeś do tego zestawu? Zderza się w nim trójka bardzo silnych osobowości z różnych światów muzycznych.

Na razie można powiedzieć tylko tyle, że sami jesteśmy zaskoczeni tym, co nam wychodzi. Mamy pewien fundament, coś do czego się odwołujemy czyli poezja Artura Rimbaud, bardzo wizjonerska i niesamowicie inspirująca muzycznie twórczość. To bardzo intensywne, przestrzenne i barwne wizje. Jesteśmy po kilku spotkaniach i próbujemy znaleźć, wypracować wspólny język; nasza muzyka błądzi gdzieś pomiędzy intymnością a totalnym czadem.

[Jakub Knera]

recenzje Budzyński, Jacaszek, Trzaska w popupmusic