Mary Halvorson obok Matany Roberts jest dziś prawdopodobnie najbardziej docenianą liderką reprezentującą młodą, niezależną, amerykańską scenę jazzową. Liczba projektów, w które gitarzystka była zaangażowana w ostatniej dekadzie jest wprost proporcjonalna do wysokiej jakości większości z nich. Można powiedzieć, że fenomen Mary Halvorson polega w pewnym sensie na paradoksie – jest jedną z najbardziej rozchwytywanych jazzowych gitarzystek, ponieważ jej instrument nie brzmi jak typowa gitara jazzowa. Charakterystyczna nieinwazyjna gra, wtopiona w zespół, a jednocześnie bardzo bogata na poziomie detali, jest czynnikiem wyróżniającym artystkę zarówno w kategorii instrumentu jakim się posługuje, jak i roli liderki, którą zwykle pełni. Nie inaczej jest na Reverse Blue.
Choć krążek podpisany jest nazwiskiem Halvorson, to powstał przy udziale trzech dodatkowych muzyków – Chrisa Speeda (tenor i klarnet), Eivinda Opsvika (kontrabas) i Tomasa Fujiwara (perkusja). Właściwie można odbierać ten materiał właśnie jako płytę Halvorson +saksofonowe trio, ponieważ gitarzystka bardzo często ogranicza się jedynie do koloryzowania tła, wzbogaca brzmienie całości subtelnymi akcentami, bądź prowadzi gitarę unisono z klarnetem. Na album składa się 10 kompozycji utrzymanych w dość umiarkowanym tempie, a każda z nich ma ciekawie poprowadzoną narrację, w budowaniu której uczestniczą na swoich prawach wszystkie instrumenty. Muzycy wkraczają głęboko w idiom jazzowy, który objawia się w misternej, złożonej konstrukcji utworów, często nieuchwytnej przy pierwszym kontakcie. Pozornie jest to materiał dość jednorodny, żeby nie powiedzieć jednostajny, lecz jego wysublimowanie tkwi na poziomie szczegółów i bardzo konsekwentnie trzymanej w ryzach aranżacji. Dzięki temu Reverse Blue ma charakter klasycznego growera, płyty, która dojrzewa i z każdym kolejnym uważnym odsłuchem zaskakuje czymś innym – ewoluującą strukturą kompozycji, barwą poszczególnych instrumentów, ich wzajemną, bardzo organiczną interakcją.
Muzyka niespieszna, wymagająca od słuchacza zaangażowania i atencji, jednak zdecydowanie warta podobnego podejścia. Z czasem w Reverse Blue można się zatracić, a jej spokojny, wyciszony klimat czyni z odsłuchu doświadczenie wręcz relaksacyjne, ale też wyostrzające zmysły. Jeśli miałbym dzielić współczesny jazz na porządek apolliński i dionizyjski, to płyta Halvorson jest doskonałym reprezentantem tego pierwszego, gdzie harmonia i uporządkowanie dominują nad dzikością ekspresji. Na Reverse Blue podobna strategia zostaje poprowadzona z wirtuozerską precyzją i finalnie zdumiewająco dobrym rezultatem.
[Krzysztof Wójcik]