Dawno nie było w Polsce tak bezkompromisowego i oryginalnego debiutu. Zapoczątkowany jako żart gitarowo-perkusyjny duet z niebagatelną rolą wokalu, w noise-rockowym idiomie, wokół którego niejako kręci się „Anal Animal”, znalazł dużo miejsca dla kontrolowanego chaosu i na dodatek napisał bardzo zgrabne piosenki. Melodyjność, chwytliwość, a nawet pewną melancholię tychże, zespół schował jednak pod powierzchnię agresywnym i swoiście niedbałym wykonaniem oraz huraganowymi atakami hałasu. W efekcie, wiele kawałków, choćby Wierna Twarz Psa a.k.a. Hold Me, będzie dla fana indie podróżą z raju do piekła na przestrzeni 30 sekund.
Ed Wood jednak o żadnej grupie docelowej specjalnie nie myślą realizując swe radykalne pomysły, dla których siły oddziaływania kluczowe znaczenie ma brzmienie grupy. Nie-czyste strojenia, charczące gitary i pogłosy jak z niewytłumionej piwnicy to jedno – sterylne brzmienie byłoby strzałem w stopę. Drugie to fakt, że braku basu ani przez chwilę się nie zauważa, gitara wypełnia cały potrzebny rejestr, utwory wymierzają mocny, niski cios. Trzecie, to frenetyczne bębny, które siłą rzeczy muszą być w takim składzie równoprawne z gitarą – i są w sposób spektakularny. Czwarte, obecność na krążku dzikiej koncertowej energii Ed Wood. Panowie nagrali płytę intuicyjną, bezpardonową i bądź co bądź, wymagającą w odbiorze. Taki zdekonstruowany rock’n’roll gardzący wszelkim konwenansem. Mnie tego było trzeba, ale reakcje będą skrajne.
[Piotr Lewandowski]