polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Marcin Masecki Polonezy

Marcin Masecki
Polonezy

Polonezy rozpoczynają się mniej więcej tam, gdzie zakończył się Chopin Chopin Chopin, przywołując w quasi-refrenie charakterystyczny motyw. „Dyktafonowy” sposób nagrania, zapętlanie zagrań, przeplatanie aranżacyjnego i melodycznego kunsztu z ciągłymi potknięciami, rytmiczną czkawką i operowanie na przecięciu kultury wysokiej i niskiej – dla śledzących twórczość Maseckiego nie są to walory nowe. Ich wykorzystanie tym razem w ramach dętej orkiestry (osiem takowych instrumentów, perkusja i czasem fortepian) unaocznia, że ta metodologia nie jest fanaberią Maseckiego, sezonową zachcianką, lecz coraz lepiej ugruntowaną praktyką twórczą. Przyjęty instrumentalny format, jak mało który, pozwala na muzykowanie amatorskie i profesjonalne, zabawowe i kontemplacyjne – od domorosłych orkiestr dętych, przez big bandy w tradycji Ellingtona i po orkiestry symfoniczne – ale prawie nigdy na raz. Masecki z tymi kontekstami wykorzystania zgrupowanych instrumentów dętych gra w równym stopniu co z tradycją poloneza (pojawia się też oberek), tworząc płytę na pierwszy rzut oka zabawną, ale jednak poważną, dramatyczną wręcz. W Profesjonalizmie takie doświadczenie dramatu było lekko wyczuwalne, teraz jest obecne. Dlatego choć w wielu miejscach to najbardziej chwytliwa jego płyta, radosna, urokliwa, to zarazem jest w niej pewien tragizm i to zderzenie napędza Polonezy co najmniej z taką siłą, jak zderzenia estetyczne. Brawo.

[Piotr Lewandowski]