Peter Evans i Nate Wooley to czołowi eksploratorzy trąbki młodego pokolenia, którzy razem i na własną rękę poszerzają możliwości tego instrumentu zarówno na polu jazzowym, jak i nieidiomatycznej improwizacji. Ich wspólna płyta High Society (Carrier Records, 2011) na dwie trąbki podpięte do gitarowych wzmacniaczy była spektakularnym przykładem innowacyjności duetu. Od tego czasu panowie wydali winylowy split z materiałem na trąbkę solo każdego z nich i sporo płyt własnych, lecz razem fonograficznie się nie objawiali. Zmieniły to dwie tegoroczne płyty, przynoszące improv ocierające się o jazz oraz muzykę elektroakustyczną. Natomiast na polu jazzowym obaj trębacze zaprezentowali niedawno nowe formacje, których pierwsze płyty także bierzemy pod lupę poniżej.
Trumpets and Drums prezentuje nasz duet w od eksperymentalnej, choć oszczędnej i wyważonej strony. Evans gra akustycznie, Wooley ze sporadycznym wsparciem wzmacniacza, a skład uzupełniają perkusiści Jim Black i Paul Lytton. Wszyscy czterej grają ze sobą po raz pierwszy (nagranie pochodzi z koncertu w czerwcu 2012 roku), ale Black w przeszłości grał w kwintecie Evansa, a Lytton współpracował z obydwoma trębaczami. Szczególnym elementem w tym układzie jest Black. Z jednej strony to perkusista raczej jazzowy i wnoszący element rytmiczny w abstrakcyjno-sonorystyczne artefakty tworzone przez pozostałych muzyków, ale z drugiej strony czasem sięga on po laptop dorzucają elektroniczne faktury. Grupa nie rozpada się jednak na dialogujące duety czy serie solowych wypowiedzi, przeciwnie, łączy się w oparciu o wspólną wszystkim zdolność skrajnie nietypowej artykulacji. Przykładem może być przysparzający zawrotów głowy trąbkowy dron zamykający pierwszą część płyty, wżynające się w mózg zawodzenia na początku części drugiej, czy też helikopterowe furkotania w jej dalszym odcinku. Muzycy potrafią jednak momentalnie i gładko przejść w delikatność, dźwięki kruche i mikroskopijne. Generalnie to dość cicha, stonowana płyta, rozwijająca się w sekwencjach i seriach dźwiękowych eksperymentów, zmierzających do dźwięków nie brzmiących tak, jak trąbkę i bębny zwykliśmy postrzegać. Improv jest doświadczeniem z reguły koncertowym, na płytach, pozbawione bezpośredniego uczestnictwa w procesie, traci na komunikatywności. Do pewnego stopnia jest tak też tutaj, jednak dźwiękowe środowisko jest na tyle ciekawe, by przyciągnąć uwagę.
Bardzo oryginalną i ciekawą płytą jest Sky Burial, sygnowana nazwiskiem Jeremiah Cymermana, której najbliżej właśnie do wspomnianej wcześniej High Society. Płyta jest drugim wydawnictwem w katalogu oficyna Cymermana 5049 Records. Nie jest album tak głośny i brutalny, jednak podobny w skupieniu na wielowarstwowej, abstrakcyjnej formie eksponującej nietypowe wykorzystanie i kontekst dla instrumentów. Dwóch trąbkom towarzyszą dwa klarnety (czasem zamiast jednego z nich saksofon), oraz elektronika – te instrumenty obsługują Cymerman i Matt Bauder. Rozpoczynając od potężnego subbasu, kwartet przeprowadza słuchacza przez gęstą dźwiękową materię, akustyczny, buzujący ambiento-noise, w którym zarówno pulsy, szczątkowe melodie jak i faktury są tworzone przez instrumenty dęte, elektronika koloryzuje całość. Rzecz jest dość zawiła i wymaga skupienia, trudno określić, czy mamy do czynienia z zaplanowaną improwizacją, czy ze szczególną kompozycją, natomiast na pewno przed słuchaczem otwierają się bardzo nietypowe dźwiękowe światy. Gdy wydaje się, że dominuje dźwiękowa masa, spoziera spod niej delikatny motyw, gdy wydaje się, że jest lirycznie, stopniowo wkrada się abstrakcja i deformacja. Jest do czego wracać.
Czas na jazz. Album tria Peter Evans / John Hebert / Kassa Overall to na poziomie feelingu, swingu i brzmień jedna z bardziej konwencjonalnie jazzowych płyt Evansa. Co bynajmniej nie znaczy, że nie przynosi ona niespodzianek czy mocnych wrażeń. Wręcz przeciwnie. Podążając trochę ścieżką Mostly Other People Do The Killing, choć bez surrealizmu i kolaży tamtej grupy, zespół prezentuje improwizowaną podróż w poprzek jazzowej historii – od Gillespie’go po Dona Cherry, z rozlicznymi meandrami. Evans gra z dużą intensywnością oraz liryzmem zarazem, dyskretnie wplatając niestandardowe artykulacje. Hébert na kontrabasie i Overall na perkusji to duet elastyczny, czujnie improwizująca sekcja reagująca na kierunki wskazywane przez lidera i raz po raz proponująca niespodzianki. Evans odgrywa rolę nieformalnego lidera, choć nie kompozytora – Zebulon to nagranie koncertowe z dwóch dni występów w nieistniejącym już nowojorskim klubie pod tą nazwą, cztery numery trwające od 15 do 25 minut. W pełni akustyczny skład gra iskrzący pomysłami jazz, który nie jest zapatrzony w żaden konkretny moment historii, ale traktuje ją jako alfabet dla własnej wypowiedzi.
(Sit in) The Throne of Friendship Nate Wooley Sextet to najbardziej rozbudowana instrumentalnie pozycja w tym zestawie. Sekstet Wooley’a jest jednak pod kątem instrumentarium nietypowy i rozpięty między skrajnościami częstotliwości – obok trąbki i bębnów z jednej strony mamy klarnet basowy bądź saksofon barytonowy i tubę wraz z kontrabasem, a z drugiej wibrafon. Wooley kapitalnie zaplanował wertykalną przestrzeń tej muzyki, zorganizowaną w przemyślanych kompozycjach. Album otwiera niespodziewana aranżacja piosenki „Old Man On The Farm” Randy Newmana, później sekstet frapująco przeplata bopową tradycję z basowym masowaniem pokrewnym muzyce elektronicznej oraz mariażem melodycznego i abstrakcyjnego grania dęciaków, zwłaszcza lidera. Poszczególne utwory spięte są powtórzeniami motywów, które otwierają się przed słuchaczem dopiero po pewnym czasie. Przy tym, płyta jest przystępna, wręcz urokliwa, momentami, jak w „Executive Suites” wręcz kreskówkowa. Jej zestawienie liryzmu z przewrotnością przypomina mi trochę „duże zespoły” Marcina Maseckiego (choć Wooley jest dużo spokojniejszy), napięcie między kompozycją a dekonstrukcją – kwintet Mary Halvorson (choć sekstet Wooley’a jest akustyczny), frapujące zestawienie tuby i wibrafonu genialną płytę Steve Lehman Octet pt. Travail, Transformation, and Flow (choć Wooley jest skromniejszy), a nawiązania do faktur muzyki elektronicznej – świetny projekt Szuszkiewicz i Muzycy warszawskiego trębacza (choć Wooley jest delikatniejszy). Z której strony nie patrzeć, to bardzo świeża, a zarazem dojrzała płyta.
[Piotr Lewandowski]