Właściwie sam tytuł mógłby wystarczyć za recenzję. Zbiór demówek z roku 1983 jest jedynym sposobem na posłuchanie Melvinsów w ich pierwotnym składzie, czyli oczywiście z Buzzem Osbornem na wokalu i gitarze, niejakim Mike'm Dillard'em na perkusji i Matt'em Lukin'em, późniejszym muzykiem Mudhoney, na basie (co prawdopodobnie interesuje jedynie zagorzałych fanów zespołu). Tych trzech dżentelmenów jakimś cudem uzbierało we wspomnianym roku 1983 kilkaset dolarów na wynajęcie studio w Olympii w stanie Waszyngton i w kilkunastu kawałkach zawarło całą przepełniającą ich frustrację. Jak wskazuje notka na okładce autorstwa Buzza, wściekli musieli być niezmiernie, przede wszystkim na swoje pozbawione perspektyw życie w zapadłej amerykańskiej dziurze w otoczeniu fanów futbolu amerykańskiego i drwali. Dobrze przynajmniej, że zamiast kontynuować topienie tych smutków w galonach piwa, Buzz ze znajomymi wzięli się za granie muzyki. Początkowo dość prostej i kompletnie hard-core'owej, gdyż na tych pierwszych nagraniach brakuje jeszcze tego szaleństwa i zaskoczenia, która dziesięć lat później będzie stanowić o sile Melvins. W 1983 chłopaki byli natomiast, ponownie odwołując się do okładki, "Punk as Fuck" - genialnie komponuje się prezentowana przez nich ściana hałasu z otwierającym płytę dialogiem między organizatorami przeglądu talentów, traktującymi Melvinsów jak ułożonych przedszkolaków. Poza tym ciężko o tych demówkach powiedzieć coś więcej, niż że są zalążkiem późniejszej wielkości zespołu, co zresztą słychać także na wydanym niemal dwa lata temu "26 Songs". Ponownie jest to płyta skierowana głównie do fanów i chyba jej ukazanie się należy tłumaczyć słabością Mike'a Pattona do Melvins - w ciągu 6 lat istnienia Ipecac ukazał się już podwójny album z singlami, noise'owy i nie mający zbytniego związku z twórczością zespołu koncert, dwie płyty z demówkami, seria siedmiocalówek i książka. Chyba już nic w zanadrzu nie pozostało. W rezultacie, zagorzali fani zespołu mają na co wydawać kasę i nie muszą szukać tych demówek na Soulseek'u, a jednostki nie darzące Melvins nabożną czcią, mogą do niektórych z tych pozycji zajrzeć, ale tylko przelotnie. Należę raczej do wielbicieli zespołu, ale powoli przestaje mieć to sens. Podsumowując należy podkreślić dwie sprawy. Jak na licealistów zirytowanych życiem na prowincji, chłopaki grają nieźle, ale kogo to obecnie ma zinteresować? A po drugie, Buzz Osborne nie ma już żadnych więcej demówek w zanadrzu. "Mangled Demos from 1983" to jednak pozycja tylko dla kolekcjonerów i to takich wyżej ceniących wygląd swojej szafy z płytami, a nie wartość muzyczną poszczególnej pozycji.
[Piotr Lewandowski]