polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
The MELVINS The Bride Screamed Murder

The MELVINS
The Bride Screamed Murder

Przez ponad dwie dekady kariery to właśnie stylistyczne przewroty pozwalały Melvinsom utrzymywać się w światowej czołówce bezkompromisowego gitarowego grania. Rolę odgrywały chyba też zmiany w składzie. Parę lat temu kolejny w historii zespołu problem brakującego basisty Buzz i Dale rozwiązali ucieczką do przodu, zapraszając muzyków Big Business i tym samym podwajając perkusję. Następnie postanowili wznieść stonerowe granie na nowy poziom. Z mojego punktu widzenia oznaczało to muzykę mniej ciekawą niż np. ta z pierwszej połowy dekady, ukoronowana płytą z udziałem Lustmord. Jednak w motorycznym marszu riffów, kawalkadzie bębnów i odpornym na upływ czasu wokalu Buzza momentalnie stali się niemal niedoścignieni.

Konwencja jednak powszedniała z kolejnymi płytami. „The Bride Screamed Murder” jest dość dziwaczną próbą jej zaburzenia. Otóż momentalnie (i bardzo dobrze!) rozpoznawalne riffy i potężna sekcja spotykamy w poszarpanych utworach, które czasem odwołują się do najlepszych motywów Melvins z lat 90-tych (Evil New War God), czasem zdają się kpiną z hard-rockowych klisz (The Water Glass czy Generation, kower My The Who), a w innych momentach po prostu pokazują nam typowych Melvinsów ostatnich kilku lat. Jednak coś tu nie gra. Albo brakuje kopa i świeżości, albo robi się stadionowo, a żarty są średnio udane. Z hardroka naprawdę lepić kpić z pozycji Kwadratowych. Bynajmniej nie jest to pierwsza słaba płyta w katalogu Melvins. Z reguły panowie potrafili się z impetem odbić. Ciekawe, czy na zbliżające się trzydziestolecie grania będą potrafili.

[Piotr Lewandowski]