polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Małe Instrumenty wywiad z Maćkiem Bączykiem i Pawłem Romańczukiem

Małe Instrumenty
wywiad z Maćkiem Bączykiem i Pawłem Romańczukiem

Wrocławska grupa Małe Instrumenty to unikatowy projekt. Jak sama nazwa wskazuje, formacja wykorzystuje do tworzenia muzyki jedynie przedmioty niewielkie, a przy tym o proweniencji różnorakiej i w liczbie przeogromnej, poszukując w ten sposób nowych odcieni i przestrzeni w muzyce. O tym, jak doszło do powstania tego niezwykłego projektu, co do tej pory udało mu się zrealizować i czego możemy się po nim spodziewać w przyszłości, rozmawiamy z Maćkiem Bączykiem i Pawłem Romańczukiem.

Opowiedzcie pokrótce jak powstał projekt Małe Instrumenty - zdecydowanie nietypowy nie tylko na polskiej scenie muzycznej...

[Paweł] W marcu 2006 zacząłem gromadzić instrumenty i namawiać Maćka do współpracy, co zajęło mi około roku.

[Maciek] Tylko dlatego, że wówczas miałem na głowie przede wszystkim obowiązki rodzinne i kompletnie nie dysponowałem czasem.

[Paweł] W każdym razie, w 2007 roku udało nam się, ku naszemu zaskoczeniu wystąpić w sześcioosobowym składzie na Festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Zagraliśmy wtedy specjalnie na tę okazję przygotowane własne opracowania muzyki filmowej autorstwa reżysera filmów animowanych Juliana Józefa Antonisza.

Żałuję, że tego nie przeżyłem. Jestem fanem Antonisza.

[Paweł] My również, mieliśmy z Maćkiem okazję też zorganizować pokaz jego filmów.

[Maciek] To było o wiele wcześniej, trzeba dodać.

[Paweł] Tak, niemniej od samego zarania muzyka Antonisza pobrzmiewała w naszej twórczości i co ważne, udało się nam zaprezentować ją w formie koncertowej. Na występ we Wrocławiu udało się zgromadzić sześcioosobowy skład, w którym występujemy do dziś - poza nami dwoma Małe Instrumenty to jeszcze Marcin Ożóg, Tomek Orszulak, Jędrek Kuziela i Maciek Markowski. Później, gdy okazało się że współpraca wypada pomyślnie, postanowiliśmy grać dalej, co trwa do dzisiaj.

W Warszawie mogliśmy Was zobaczyć przy okazji Święta Niemego Kina, gdzie zilustrowaliście klasyczną komedię "Jeszcze wyżej!". Można odnieść wrażenie, że, podobnie jak w przypadku Antonisza, konkretny obraz był pretekstem do opracowania muzyki. Czy Małe Instrumenty funkcjonują od projektu do projektu, czy może te ilustracyjne przedsięwzięcia toczą się równolegle do komponowania muzyki?

[Paweł] I jedno i drugie. Pamiętaj, że w przypadku Antonisza nie graliśmy do jego filmów, ale jego muzykę - własne opracowania jego kompozycji, które traktujemy jako niezależny koncert.

[Maciek] Tym bardziej, że granie do jego filmów byłoby chyba niewskazane, ponieważ Antonisz nagrał swoją muzykę w znakomity sposób i taperka nie jest potrzebna (śmiech).

[Paweł] Natomiast inne projekty są bardzo różne - w Kinie pod Baranami w Krakowie graliśmy muzykę do filmów niemych, podobnie w Warszawie - w obu przypadkach na żywo tworzyliśmy ilustrację do obrazów. W między czasie udało nam się uczestniczyć w kilku innych projektach i nie ukrywam, że tego typu przedsięwzięcia nam sprzyjają. Okazuje się, że grupa jest na tyle uniwersalna, że potrafi odnaleźć się w różnych okolicznościach. Nie przygotowujemy kilkunastu piosenek, które gramy przez trzy lata, tylko ewoluujemy, w zależności od tego w jakim celu, miejscu i dla kogo gramy. Oczywiście zdarzają się nam koncerty "do przytupu", na których gramy własne kompozycje, czy też interpretacje cudzych. Pojawiają się jednak także takie przedsięwzięcia jak np. tworzenie muzyki do filmów animowanych.

[Maciek] Graliśmy też koncerty improwizowane np. na Festiwalu Audio Art w Krakowie, które przebiegają zupełnie inaczej. Na stole mamy wówczas mnóstwo instrumentów, wszystkie graty, które chcemy ze sobą zabrać w danym momencie. Strategie są różne - albo gramy bez planu, jedynie podążając za jedną osobą, która na swój sposób dyryguje zespołem, bierze na siebie odpowiedzialność - tak właśnie graliśmy niedawno w Kisielicach. Natomiast na Audio Arcie była to improwizacja prekomponowana, mniej lub bardziej spontaniczny występ oparty na pewnych szkicach, w których ujęte są główne wątki i poczucie czasu, lecz ich wypełnienie było kwestią chwili. Bardzo lubię takie koncerty, dostarczają mi wiele satysfakcji - często właśnie wtedy instrumenty ujawniają możliwości, o które wcześniej bym ich nie podejrzewał. Inną, kompletnie odmienną, sprawą jest spektakl, który przygotowaliśmy - "Elektrownia dźwięku". Specjalnie na jego potrzeby skonstruowaliśmy dużo grających maszyn. Już w założeniu miał to być spektakl łączący grę na małych instrumentach z różnymi mechanizmami, wychodząc od najprostszych dźwięków jak np. katarynka czy dzwonek rowerowy, a kończąc na bardziej zaawansowanych maszynach. Zrobiliśmy kilka własnych maszyn, przygotowaliśmy też scenariusz, program tego koncertu, aby poszczególne instrumenty i maszyny mogły razem zaistnieć w sensowny sposób. Spektakl, co może brzmi trochę zaskakująco, zaprezentowaliśmy podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej, w ramach nurtu off.

Powiedzcie proszę dwa zdania więcej na ten temat.

[Maciek] Zespoły czy grupy teatralne mogły zaproponować projekt, który po zaakceptowaniu przez organizatorów otrzymywał dofinansowanie. Potem w trakcie festiwalu projekty były oceniane i ze zgłoszonych pomysłów nasz najbardziej się spodobał jury. To było coś zupełnie innego - przestrzeń teatralna, współpraca z oświetleniem, wykonywaliśmy pewne aktorskie gesty, które od początku budziły w nas wątpliwości, czy będziemy potrafili wejść w role. Ale chyba się udało.

[Paweł] A przede wszystkim graliśmy tam naszą autorską muzykę.

Jakie są proporcje w instrumentarium, którego używacie pomiędzy "normalnymi", klasycznymi instrumentami, a zabawkami czy przedmiotami, które pozornie instrumentami nie są, ale można je wykorzystać w tym celu?

[Paweł] Na pewno takiej proporcji nikt nie policzył. Wybieramy te instrumenty z dostępnej oferty, zazwyczaj z rozmaitych aukcji internetowych, gdyż produkcja tzw. zabawkarstwa muzycznego jest obecnie w dość kiepskiej kondycji. Chyba nikt z nas nie liczył, które "instrumenty" są w większości, a które w mniejszości.

[Maciek] W obszar naszych zainteresowań wchodzi wszystko co jest małe i wydaje się atrakcyjne dźwiękowo. Czasem używamy nawet dość dadaistycznych instrumentów, wykorzystujemy takiego plastikowego ptaszka, który w ogóle nie wydaje dźwięku, ale dmuchanie w niego wydaje mi się zabawne. W każdym razie, wśród naszych instrumentów można znaleźć małe i profesjonalne typu melodyka, ręczne dzwonki chromatyczne. Następnie instrumenty, które nie mają chromatyki, tylko grają w jakieś wybranej tonacji np. okaryny czy niektóre toy piana. Ostatecznie, instrumenty, o których podczas produkcji nikt nie myślał jako o instrumentach muzycznych, trąbka kibicówka, która składa się z plastikowych pierścieni - w zależności od tego ile ich jest wydaje niższy lub wyższy dźwięk. Granie na niej melodii jest bardzo trudne, ale jest możliwe. Są jeszcze takie instrumenty, na których kompletnie nie da się grać melodii, ale na przykład można w kilka osób coś na nich wypiszczeć, myślę tutaj o gumowych kaczuszkach do kąpieli. Choć co prawda trudno je wystroić precyzyjnie.

Racja, to mniej więcej tak jak w Monty Pythonie - pamiętacie epizod z graniem na myszach?

[Paweł] Jasne, ale przyznasz, że nasze kaczuszki są znacznie bardziej humanitarne. [śmiech]

[Maciek] Wykorzystujemy także rozmaite małe instrumenty perkusyjne. Poza tym, często przedmioty interesują nas ze względu na swój design. Jak powiedział Paweł - współczesne zabawkarstwo muzyczne jest na żenującym poziomie, w porównaniu do tego co było dawniej, gdy naprawdę zdarzały się niezwykłe, kuriozalne pomysły.

[Paweł] Swego czasu istniały np. muzyczne rękawice, albo maszyna do pisania tworząca dźwięki.

A czy macie zamiar, pomysł na to, by Wasza muzyka zaistniała w postaci płyty? Do tej pory to raczej interakcja ze słuchaczem wydaje się być Waszym naturalnym środowiskiem...

[Maciek] Mamy olbrzymią ochotę na wydanie naszych interpretacji utworów Antonisza, od samego początku chodziło nam to po głowie. Jeśli się uda, to z pewnością także na winylu - to nośnik właściwy dla jego twórczości i mechaniczno-analogowego podejścia. Mi osobiście też jest ono bardzo bliskie. Nagrywanie płyt jest naturalnym elementem procesu grania w zespole, nie tylko dlatego żeby rozpowszechnić swoją twórczość w obiegu kulturowym, ale też dla nas samych, aby zmierzyć się z danym tematem i uchwycić pewien etap działalności. Przecież nie będziemy do końca życia grać tego samego materiału.

Czy Waszym zdaniem istnieje ryzyko, że rejestracja na płycie pozbawiona będzie "duszy", scenicznego aspektu, który w przypadku muzyki tworzonej na tak nietypowych instrumentach jest niemalże kluczowy?

[Paweł] Co do zasadności rejestrowania tego rodzaju dźwięków warto zwrócić uwagę, że zjawiska dźwiękowe jakimi się zajmujemy - tworzone przez pewną klasę instrumentów, które niekonieczne na co dzień są tak nazywane - mają w sobie same pewien charakter, który bardzo się nam podoba. Uważamy je za równorzędne zjawisko dźwiękowe równoległe do sceny instrumentalnej w tradycyjnych formach, w których przecież każdy z nas ma pewne doświadczenia. W naszych zestawieniach instrumentalnych i brzmieniowych doszukujemy się takich sytuacji, które nam odpowiadają. Nie są to wybryki ani fanaberie. Słuchając "naszych" instrumentów trudno znaleźć melodie, które brzmiały by podobnie do tych, które można zagrać na tradycyjnym instrumentarium. Chcemy tę inność wyeksponować, tak by zarazem tworzyła pewną całość i wydaje mi się, że osiągamy dobre efekty i warto nad tym dalej pracować.

Dla mnie jako laika w kwestii muzyki mechanicznej, wykorzystanie "przypadkowych" instrumentów kojarzy się z jednej strony ze "Swordfishtrombones", a z drugiej z Konono no. 1.

[Maciek] Widzisz, ja znam obie płyty, które wymieniłeś, Pawłowi nic one nie mówią. Jego zajmują klimaty typu: Klimperei, Comelade czy np. kompozytorzy, którzy eksperymentują z "muzyką mechaniczną" jak Antheil czy Nancarrow. I taką muzyką zajmują się ewidentnie mniej nośne labele. Natomiast "Swordfishtrombones" ma w sobie pewien urok graciarni, zaś Konono to etnograficzny unikat, zespół, który gra tak naprawdę na resztkach. Tak czy inaczej ani Waits ani Konono nie tworzą swojej muzyki w oparciu o małe instrumenty i myślę, że w swojej twórczości podejmują inne wątki. Jest dużo artystów, którzy poszerzają czy urozmaicają swoje brzmienie instrumentami typu - ukulele, cytra, kalimba, toy piano czy Casio SK5. My zdecydowaliśmy na muzykę w całości graną na małych instrumentach.

Mam nadzieję, że będzie można Was zobaczyć i usłyszeć coraz częściej. Dzięki za rozmowę.

[Piotr Lewandowski]