Przez kilka lat nieregularnym koncertom Cukunftu towarzyszyła zapowiedź płyty, która miałaby się pojawić w niedalekiej przeszłości i z czasem stawała się niemal mityczną. Gdy wreszcie ukazało się drugie wydawnictwo Cukunftu, to od razu jest dwupłytowe. „Itstikeyt” (teraźniejszość w jidysz) to koncertowe nagranie przetworzonej muzyki tradycyjnej w składzie, który obecnie można spotkać na koncertach, zaś „Fargangenheit” (przeszłość) przedstawia nagrania z lat 2004-2006, odmienne stylistycznie, zarejestrowane w różnych składach i w większości skomponowane przez Raphaela Rogińskiego. Motywy takiego postępowania Rogiński wyjaśnia w rozmowie, którą możecie przeczytać w tym numerze, więc od razu przejdźmy do treści.
„Itstikeyt” jest bardzo mocną, elektryczną płytą, na której żydowska muzyka weselna przefiltrowana jest we free-jazzowy, psychodeliczny strumień. Z jednej strony to transowa i dynamiczna, ale z drugiej niepokojąca i przytłaczająca muzyka. Rogiński gra wspaniale, z tak już rozpoznawalnym feelingiem i rytmiką. Wskazuje kierunki ewolucji muzyki, jednak sporadycznie wychodzi na pierwszy plan. Perkusja Szpury jest chwilami wręcz rockowa. Posępne brzmienie klarnetów Pawła Szamburskiego i Michała Górczyńskiego nadają całości niezwykłej aury, wzmacniając nieodzowny kontrast między charakterem materiału źródłowego a sposobem mówienia o nim. Efektem jest hipnotyczna, a zarazem refleksyjna płyta.
Ten drugi element jeszcze silniej wyczuwalny jest na drugim dysku, na którym trzy utwory zarejestrowano w ww. kwartecie, trzy w trio Rogińskiego i Szamburskiego z Tomkiem Dudą, a pozostałe dziewięć w sekstecie tej trójki oraz Kuby Kossaka, Adama Różańskiego i Piotra Kalińskiego. Heterogeniczność ta nie szkodzi jednak komunikatywności „Fargangenheit” – wręcz przeciwnie, ukazuje wartość przyjętej przez Rogińskiego formuły otwartej przestrzeni twórczej. Stonowane, kameralne kompozycje, przesycone swoistą nostalgią, ale zagrane przez muzyków, którzy nie boją się nadać im pewnej szorstkości, tworzą spójną, poruszającą całość. Uwagę zwraca cudna miniaturka z Olgą Mysłowską (Polpo Motel) śpiewającą tekst Pier Paolo Pasoliniego.
W pewnym sensie, zestawienie tak różnorodnego materiału jeszcze wyraźniej pokazuje ideę Cukunftu i jego unikatową wartość – zdolność dialogu o i z kulturą, której już nie ma. Dialogu prawdziwego, który nie jest pustym sentymentalizmem czy czczą estetyczną żonglerką (co częste wśród zespołów odwołujących się do muzyki żydowskiej), lecz uważną i twórczą interpretacją tej specyficznej, traumatycznej tradycji.
[Piotr Lewandowski]