Na trzecim już albumie kwartet Ircha – z Mikołajem Trzaską, Michałem Górczyńskim, Pawłem Szamburskim i Wacławem Zimplem - powraca, wzorem debiutu, do pozastudyjnej formuły, jednocześnie po razy pierwszy sięgając tak wyraźnie w głąb tradycji i historii, co było zresztą kluczową ideą związaną z powstaniem tego materiału. Przedstawiony został on w ubiegłym roku na warszawskim festiwalu Nowa Muzyka Żydowska. „Zikaron – Lefanaj” znaczy „pamięć przede mną” - tytuł bardzo adekwatny do istoty postrzegania dialogu z przeszłością, bardzo dobrze zresztą oddanej w wywiadzie Mikołaja Trzaski dla nas (patrz niżej). Zarówno tamten koncert - jak i (zwłaszcza) zagrany pół roku później w przestrzeni stołecznej synagogi – zapamiętam jako jedno z najgłębszych przeżyć ostatnich miesięcy na muzycznych scenach. Taka też jest i ta płyta. Skupienia i emocji publiczności oraz samych muzyków nie widać, ale w zasadzie każdy moment nagrania w najpełniejszy z możliwych sposobów je oddaje.
Siedem zawartych na płycie utworów to nie tylko melodie tradycyjne (chasydzki nigun oraz wątki ormiańskie i cygańskie), ale i kompozycje autorskie. Ich wzajemne przenikanie się odbiera się tak naturalnie, że każe postrzegać materiał jako całość (i zdecydowanie tak najlepiej tego albumu słuchać), a samo w sobie stanowi wspaniałą inkarnację takiego widzenia tej starej muzyki, by - włożona w kontekst teraźniejszości - nabierała żywej, ciągle aktualnej formy. Zikaron Lefanaj to album fascynujący brzmieniem, przestrzenią, w sferze emocji przejmujący, nostalgiczny, niekiedy silnie nasycony gorzkim nastrojem, jak choćby tam, gdzie delikatne melodie przecina posępnie brzmiący klarnet basowy. Zachwyca tworzenie tej muzyki tu i teraz – spajająca kwartet chemia wyczuwalna jest momentalnie, muzycy wymieniają się rolami, raz klarnety tworzą swoistą sekcję rytmiczną, by po chwili, solo lub w duetach, podejmować główne wątki. Obserwowanie podczas koncertu swobodnego poruszania się klarnecistów na scenie jeszcze to wrażenie wzmaga i przekonuje, z jak unikatowym projektem mamy do czynienia. Bezbłędna komunikacja i wielki kunszt kwartetu są w zasadzie oczywiste i bezcelowe wydaje się nad nimi rozprawianie. Doskonała, pełna piękna i emocji płyta, z kategorii tych, które należy przeżyć, nie mówiąc już o doświadczeniu odbierania tej muzyki na żywo.
[Marcin Marchwiński]