Mistrzowie scenicznej demolki i matematycznych zawijasów powracają z długiego niebytu płytą „Option Paralysis”. Na najnowszym albumie amerykański kwintet umiejętnie poskramia przebojowość i kreuje nabuzowaną pomysłami atmosferę. I choć czasem brzmi to może zbyt przewidywalnie, a innym razem zespół wypada jak Faith No More na sterydach, to potencjał Dillindżerowców wciąż przykuwa uwagę. Ataki wokalno-instrumentalnej wściekłości, tak doskonale znane z poprzednich wydawnictw, tu także powodują szybsze bicie serca („Crystal Morning”, „Endless Endings”). Dużo więcej jest melodii, pewnej lekkości kompozytorskiej („Farewell, Mona Lisa”), eklektyczności (doskonały „Widower”, „Room Full Of Eyes”) i eksperymentalnych zapędów („Parasitic Twins”, „Heat Deaf Melted Grill”).
Początkowo ten album raził mnie swoją niespójnością i nijakością, by po kilku tygodniach przerwy w obcowaniu zaskoczyć na nowo, już w innym świetle. Mimo tego, iż DEP nie odkrywają tu nowych lądów, to najnowsze dokonania wydają się być tymi najbardziej dopracowanymi i dojrzałymi. Panowie doskonale czują się w swojej stylistyce i choć ciągnie ich z płyty na płytę do przystępniejszych zagrywek, to wciąż pozostają jednym z najbardziej wyrazistych współczesnych zespołów. Pozostaje tylko po raz kolejny sprawdzić ich koncertowe wcielenie. Tym razem w październiku, ponownie w stołecznej Progresji.
[marc!n ratyński]