polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
The Dillinger Escape Plan One Of Us Is The Killer

The Dillinger Escape Plan
One Of Us Is The Killer

 

How could it all be? We've never been dead but never awake from this dream...

Nikt nie ma lepszych wejść w płytę. „Panasonic Youth”, „Fix Your Face”, wspaniały „Farewell, Mona Lisa”, a teraz „Prancer”. Nikt dosadniej niż Greg Puciato nie rozprawia o pozytywnym, emocjonalnym pustkowiu powstałym po wymarłych uczuciach, o sile odrodzenia oraz wytchnieniu, jakie pojawia się po zakończeniu destrukcyjnej relacji. Z głośników właśnie wydobywa się wyniośle „now try to disbelieve it” i po chwili potężnie rozbrzmiewa drugi w kolejności „When I Lost My Bet”. Miazga. 

Było wiele kierunków, w których mogli podążyć mistrzowie awangardowego metalu. Po fenomenalnym Option Paralysis można było pójść matematyczną drogą by krok po kroku zbliżać się do perfekcji Meshuggah. Druga alternatywa to drążenie fusion. Powiedzmy koncept album - taki mathcore’ owy De-Loused in the Comatorium The Mars Volta. Kto mógłby stworzyć coś takiego jak nie oni? Trzecia opcja do wyboru: „powrót do korzeni”. Dajmy na to drugą część Calculating Infinity z jakby nie patrzeć ciekawszym niż wtedy wokalistą. Zapewne wyszłoby to jeszcze lepiej. Albo kolejny eksperyment – odskocznia, jak choćby przy genialnym Irony is a Dead Scene. Takie coś z zupełnie innej bajki. 

W lawinie pomysłów i spekulacji nikt nie przewidział jednak, że zespół skupi się na tym, co stworzył dotychczas. No tak. O kim jak nie o The Dillinger Escape Plan można powiedzieć, że ma swój unikatowy, oryginalny i niepowtarzalny styl. TDEP nie musiał i nie chciał nigdzie szukać - nigdzie podążać, niczego nowatorskiego wymyślać, a tym bardziej czegokolwiek udowadniać. Efekt jest piorunujący. Intensywność Miss Machine, przestrzeń Ire Works, brutalność Option Paralysis. Mieszanka wybuchowa. Pomysłowość, świeżość, luz, rewelacyjny timing – oto cztery cechy definiujące najnowsze dzieło Amerykanów.

Niesamowity warsztat muzyczny, ukształtowany skład oszlifowany podczas ostatniej dwuletniej światowej trasy (jedyna roszada to odejście Jeffa Tuttle’a – drugiego gitarzysty), nareszcie nagrany drugi pod rząd album z tym samym perkusistą – to wszystko zsumowało się, i to ewidentnie tutaj słychać. Trudno znaleźć słabostki. No może momentami jest to zbyt duża melodyjność. To jednak cena patton’ owskich wokali Puciato. Całość to coś więcej niż 40 minut pozytywnej jazdy bez trzymanki. One Of Us is The Killer – przykład płyty doskonałej.

 

[Dariusz Rybus]