polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
Sufjan Stevens Silver & Gold

Sufjan Stevens
Silver & Gold

Sześć lat po wydaniu pierwszego boxu ze świątecznymi epkami, Sufjan Stevens prezentuje zestaw kolejnych pięciu. Songs for Christmas zdefiniowały ideę sufjanowego przekomarzania się z bożonarodzeniową tradycją i otoczką – z humorem, ironią Sufjan bystrze przerysowywał jej kiczowate aspekty (w tym samej koncepcji wydawania świątecznych płyt), samą muzykę grając z szacunkiem i zrozumieniem, ale też dezynwolturą gdy tego było potrzeba. Na kolejnych płytach Songs for Christmas rearanżacje tradycyjnych piosenek i kolęd stopniowo ustępowały miejsca autorskim kompozycjom Sufjana, dzięki czemu każda kolejna epka w zestawie była ciekawsza. Z samą koncepcją niewiele nowego można chyba zrobić – Silver & Gold stawia na jej spotęgowanie, jeszcze silniejszy zestaw gadżetów, jednych ukazujących święta w krzywym zwierciadle (kuriozalny plakat, zestaw naklejek i zmywalnych tatuaży), innych na serio (autentycznie olbrzymia i skomplikowana gwiazda do wycięcia i złożenia z papieru, teksty i chwyty do piosenek autorstwa Sufjana, który wszystkie własne kompozycje w tej formie udostępnił też w Internecie). Kluczowym elementem była chyba trasa koncertowa po Stanach, z dość obłędną scenografią i kostiumami.

Nam Europejczykom pozostaje box. Na szczęście, nawet jeśli gra z amerykańskim świątecznym szałem też może nie do końca jest dla nas zrozumiała, to muzycznie zestaw się broni i przynosi frajdę nawet jeśli zna się jego poprzednika. Przede wszystkim dlatego, że każda epka jest w dużej mierze złożona z utworów Sufjana, a poszczególne z nich nagrane zostały (między grudniem 2006 a lutym 2012) z różnymi grupami instrumentalistów. Na pierwszej, zatytułowanej Gloria, współautorami wszystkich oryginalnych piosenek są bracia Dessnerowie i wszystkie utwory wyróżniają się precyzyjną ornamentyką, bardziej kameralistyczną niż na własnych nagraniach Sufjana. Druga epka I Am Santa’s Helper przynosi ponad dwadzieścia dość krótkich utworów, najbardziej nonszalanckich i ryzykanckich w całym zestawie, z utworami brzmiącymi bliżej Sic Alps czy Ty Segall niż klasycznego Sufjana, z czym świetnie koresponduje surrealistyczne, krwawe animowane wideo do „Mr. Frosty Man”. Są momenty, ale per saldo trochę za dużo tu miniaturek przypadkowych – Sufjan raczej nie w dwu, a w dwunastominutowych utworach rozwija skrzydła. Trzecia, Infinity Voyage, powstała pierwotnie w 2008 roku, ale została nagrana na nowo w 2011 z muzykami uczestniczącymi w trasie po The Age of Adz, dzięki nim pojawia się na niej charakterystyczne, oparte o syntezatory, automaty perkusyjne, wokodery i dęciaki brzmienie tamtej płyty. Świąteczne utwory przerywa tu kower „Alphabet St.” Prince’a, a osiemnastowieczne „Joy to the World” przeradza się w roztrzepany syntezatorowy kulig, w którym przemykają wokalne frazy, te same, które w niekończący się sposób zamykały The Age of Adz. Tu zresztą też ostatni utwór trwa z kwadrans, przeradzając się w dziesięciominutową, instrumentalną mantrę, w której ani cienia kolęd ni pastorałek. To dwie najdłuższe epki w obu boxach, nie pozbawione potknięć, ale też pełne niespodzianek, eksperymentów, cytatów i błyskotliwej gry konwencją.

Kolejne dwie są krótsze i mniej ekstrawaganckie, ale też równiejsze. Na Let It Snow wyróżniają się interpretacje utworów z lat 1940.: oniryczne „I'll Be Home for Christmas” Binga Crosby’ego, zanurzone w pogłosach i technikolorowej melancholii, oraz rozkoszne, koktajlowe „Sleigh Ride” także onegdaj przez Crosby’ego popularyzowane. Sympatycznie wypadają też utwory instrumentalnie znajome, ale śpiewane w duecie przez Sufjana z Cat Martino. Niemal trzygodzinną epopeję zamyka Christmas Unicorn, które nieco syntetyzuje wcześniejsze dwie, dozując z umiarem delikatne kakofonie i automaty perkusyjne. Otwierające ją „Have Yourself a Merry Little Christmas” to spopularyzowana przez Franka Sinatrę, w sufjanowej wersji dość podniosła, ale z dystansem i z dokładnością do syntezatorowych ataków. Dziewiętnastowieczne „Up on the House Top” ze zwrotkami śpiewanymi przez Vesper Stamper (z Ben & Vesper) i refrenami przez Sufjana, to przewrotne niby-r’n’b, które raczej bym przypisał Dirty Projectors, gdyby i oni się wzięli za świąteczne klasyki. Kluczowe są tu dwa utwory autorstwa Sufjana, stanowiące refleksyjny kontrapunkt słodko-optymistycznych przecież piosenek tradycyjnych – melancholijne „Happy Karma Christmas” oraz przede wszystkim wieńczący całość, utwór tytułowy tej epki. Trzynastominutowy kawałek z dyskretnej piosenki przeradza się w syntetyczny galimatias, pełniąc tu analogiczną funkcję jak „Impossible Soul” na The Age of Adz. Ale żeby było ciekawiej, to rolę ekstatycznej, powtarzanej melodii i śpiewanej frazy pełni cytat z „Love Will Tear Us Apart” Joy Division. I w świecie Sufjana to absolutnie ma sens.

Koncept cyklu płyt inspirowanych stanami USA już został przez Stevensa raczej porzucony, ale bożonarodzeniowa tematyka po raz kolejny okazała się nośna. Może dlatego, że pozwala na grę z popkulturą, może dlatego, że jest wdzięcznym nośnikiem metafor i uzasadnia żonglerkę tematami – od banalnych, po fundamentalne. Może dlatego, że po daleko idącym skomercjalizowaniu Boże Narodzenie łatwo nam traktować z przymrużeniem oka, a zarazem dopuścić pewien przekaz na serio, niezależnie, czy się je osobiście traktuje jako kluczowe chrześcijańskie święto, czy jako świecką tradycję. Sam Sufjan zresztą w umieszczonym w książeczce eseju dość szyderczo traktuje „post-modern Christmas”, całą tę obłudę szaleńczych zakupów, tego zawieszenia rzeczywistości na kilka dni, w czasie których wszystko ma być w porządku. Na dodatek pochyla się nad losem masowo wyrzynanych świerczków. Z nieustanną swadą sięga jednak po bożonarodzeniową muzykę, która formatowi epek nagrywanych raz do roku z różnymi ludźmi poddaje się wdzięcznie i pozwala na ciągłą zabawę formułą, a nawet tymi samymi utworami. I pisze własne, najważniejsze w tym zestawie kompozycje, które stanowią już ok. jednej trzeciej ze 101 piosenek, które znalazły się na Songs for Christmas i Silver & Gold, tym samym tworząc istotną część jego dorobku – jeśli nawet uzupełniającą długogrające, regularne płyty, to już w sposób kluczowy. I pozwalającą przetrwać Boże Narodzenie nie w okrutnym, kiczowatym i irytującym, ale w bardzo dobrym i inspirującym środowisku dźwiękowym. Wesołych!

[Piotr Lewandowski]