W 2007 roku Ken Vandermark opublikował, m.in. na swojej stronie internetowej, esej "An Argument for Jazz", w którym przekomarzając się z niemożliwością zdefiniowania terminu "jazz" poprzez aspekty stylistyczne i brzmieniowe, określił go jako metodologię twórczej wolności, wykorzystującą przy tym w unikatowy sposób kompozycję i improwizację. Nie on pierwszy zresztą, jak wskazuje choćby szereg cytatów w samym eseju. W kontekście nowego albumu kwintetu Vandermarka, szczególnie istotne jest jednak zdanie w ostatnim akapicie owego tekstu, pretendujące niemalże do credo autora: "For Jazz to remain alive it must continue to learn and speak new musical languages."
W istocie, angażujący się w niezliczoną liczbę stylistycznie rozstrzelonych projektów, Vandermark od czasu do czasu nagrywa płyty słabszą lub - co absolutnie nie jest tożsame - odrzucające pewnych jego zwolenników, jednak wyjątkowy talent kompozycyjny, wyczucie improwizacji i rozpoznawalne brzmienie sprawiają, że śledzenie jego poszukiwań jest niezwykle satysfakcjonującym i rozwijającym doświadczeniem. Zwłaszcza, że począwszy z grubsza od ubiegłorocznej koncertowej płyty grupy 4 Corners, przez powrót do wielkiej formy Territory Band, a następnie właśnie "Beat Reader" aż po ostatni soniczny spazm tria Fire Room, Vandermark podnosi swą własną poprzeczkę na poziomy osiągalne dla niewielu. "Beat Reader" to drugi album nagrany przez V5 z wiolonczelistą Fredem Lonbergiem-Holm, który przynosi, tylko i aż, rozwinięcie wątków zapoczątkowanych przed dwoma laty na "Discontinous Line".
Oznacza to perfekcyjny balans między potężnymi, porywającymi tematami o rockowej wręcz proweniencji, a lirycznymi, zwiewnymi pasażami. Poszczególne kompozycje, wychodzące czasem od sonicznych przekomarzanek, czasem od silnych groove'ów, a zdarza się i big bandowa melodia, naszpikowane są wyrazistymi tematami sekcji dętej, tryskają feerią barw, by po chwili uwieść słuchacza subtelnym wyciszeniem i dramaturgią. Najważniejsza jest jednak nie estetyczna i gatunkowa paleta per se, jaką dysponuje zespół, lecz to, jak organiczną całość tworzy ona w jego rękach. Kapitalną rolę odgrywa tutaj potężne, soczyste i pełne koncertowej energii brzmienie - kilka lat współpracy między Vandermarkiem a Bobem Westonem (Shellac) zapewnia obecnie namacalne korzyści. Oczywiście, to "Discontinous Line" przyniósł największy od lat stylistyczny przełom V5, lecz na "Beat Reader" nowy język i wizja grupy są zauważalnie bardziej czytelne i pełne rozmachu. Zżera mnie ciekawość, co wydarzy się na kolejnej płycie kwintetu, jednak myśl ta pojawia się dopiero gdy wybrzmi ostatni dźwięk "Beat Reader" - w trakcie tej genialnej płyty po prostu nie sposób skupić się na czymkolwiek innym niż jej kontemplacja.
[Piotr Lewandowski]